Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 9 maja 2024 21:28
Reklama

14 maja 1867 - występ Heleny Modrzejewskiej w Jarosławiu

Było ciepłe, majowe popołudnie. Zakurzonym gościńcem w kierunku Jarosławia jechała kawalkada wozów zaprzężonych w wyraźnie zmęczone konie. W pierwszym z nich siedział wysoki, szczupły mężczyzna, który z grymasem na twarzy przeglądał jakieś papiery.
14 maja 1867 -  występ Heleny Modrzejewskiej w Jarosławiu
Teatralne wcielenia Heleny Modrzejewskiej (Drzeworyt autorstwa Franciszka Tegazzo z 1868 roku)

– Na co mi to było – powtórzył po raz kolejny i westchnął z rezygnacją. Jeszcze raz spojrzał na trzymane w ręku dokumenty. Rachunki za oświetlenie sali, scenografię, reperację kostiumów… Wiedział, że jeżeli sytuacja ze Stryja w Jarosławiu się powtórzy i repertuar jego teatru nie znajdzie uznania, aktorzy znowu nie dostaną gaży, a on będzie zmuszony zaciągnąć nową pożyczkę u Józefa Feuerberga, zaprzyjaźnionego Żyda, który z obawy przed utratą pieniędzy od wielu miesięcy towarzyszył stale przemieszczającej się trupie.

Teatr Benda

  Józef Benda (1827–1875), brat Heleny Modrzejewskiej od dwóch lat prowadził teatr prowincjonalny. Nie miał jednak ani talentu swojej przyrodniej siostry, ani tym podziwianego w tym czasie brata Feliksa. Mimo to w swoim środowisku uchodził za dobrego aktora i zdolnego reżysera. Z sukcesem wcielał się w role Rotmistrza w „Damach i huzarach” i Wojewody w „Mazepie”. Dużym powodzeniem cieszyły się także wystawiane przez niego „Kobiety z kamienia”, „Pamiętniki Szatana”, „Nie ma męża w domu” i „Czarne diabły”. W repertuarze jego teatru pojawiały się także sztuki ludowe, ale one, podobnie jak klasyczne utwory dramatyczne, najczęściej zawodziły kasowo. Wyjątek stanowili „Zbójcy” Schillera, w których Benda grał demonicznego Franciszka Moora. Dobrze przygotowane przedstawienie, w którym artyści wznosili się na najwyższy poziom swoich możliwości, zawsze wypełniało salę po brzegi.

  Podporą trupy Bendy byli młodzi aktorzy – Gustaw Fiszer i Edward Webersfeld. Obaj dwudziestokilkuletni, mający za sobą wspólną przeszłość gimnazjalną i twardą szkołę powstańczą w szeregach Andrzeja Łopackiego i Dionizego Czachowskiego, stali właśnie na progu swojej kariery. 

  Gustaw Fiszer (1847–1911) zadebiutował w Rzeszowie w 1866 r. w teatrze prowincjonalnym Ignacego Kalicińskiego. W otoczeniu najbliższych współpracowników uchodził za osobę niezwykle sumienną oraz pracowitą. Publiczność ujmował wdziękiem osobistym, talentem do ról komicznych i dużym poczuciem humoru.

  Jego najbliższym przyjacielem był Edward Webersfeld (1845–1918), który po raz pierwszy pojawił się na scenie w Tarnowie w 1865 r. Przez następne dwa lata współpracował kolejno z Ignacym Łobojką i Miłoszem Stenglem. Początkowo, na scenach Jasła i Stanisławowa, grywał niewielkie role dramatyczne. Dopiero przejście pod skrzydła Józefa Bendy pozwoliło mu na dalszy rozwój aktorski. 

  Mniej więcej w tym samym czasie do zespołu dołączył Marceli Zboiński  (1846-1896) „artysta z Bożej łaski, talent wyjątkowy, człowiek wysokiej inteligencji, aktor pierwszorzędny”. Wiele lat później zasłynął w roli Janusza Radziwiłła „Panie Kochanku”, w sztuce Kraszewskiego  „Radziwiłł w rodzinie” wystawianej na deskach teatru lwowskiego.

  Oprócz wymienionych aktorów, trupę teatralną Bendy tworzyli Ksawery Wołłowicz („Siłą elementarną biegł na wyżyny, pozostawiając poza sobą kolegów i rówieśników, którym nie było dane nadążyć za tym potentatem”), Joanna Iwańska („zajęła wybitne stanowisko w dziale ról matek dramatycznych”), Maria Günter („występowała na scenie, bo jej tak kazano”) i Anna Siedlecka, która zasłynęła z ról subretek („W tym ostatnim zakresie była wyborną i każdą rolę umiała natchnąć życiową prawdą i temperamentem”).

  Przyjazd teatru do Jarosławia w 1867 roku spotkał się z dużym zainteresowaniem mieszkańców. Dla jednych było to ważne wydarzenie kulturalne, dla innych – okazja do łatwego zarobku. Artystom proponowano wynajem mieszkań, kuszono wygodami lokalnych karczem i miejsc rozrywki – wszystko to za rozsądną, mocno zawyżoną cenę. Swoją pomoc oferowali też lokalni mecenasi, którzy po cichu liczyli na towarzystwo młodych i pięknych aktorek. Nic dziwnego, że Benda z nadzieją spoglądał w przyszłość. Dlatego, wbrew swoim przekonaniom, postawił na repertuar dramatyczny. „Zemsta” Fredry, tak często grana przez objazdowe teatry, nie przyciągnęła widzów. W niewielkiej sali miejscowego hotelu zasiadło zaledwie kilka osób. Początkowo dyrektor nie odczuwał niepokoju. Z doświadczenia wiedział, że pierwsze spektakle nigdy nie przynoszą profitów. Jednak z dnia na dzień sytuacja coraz bardziej się pogarszała. Z czasem pozbawieni gaży aktorzy zamienili wygodne pokoje, na miejscówki w podrzędnych lokalach, a dobre jedzenie zastępowali kupionymi u miejscowej sklepikarki bułkami. Doszło do tego, że dyrektor został zmuszony do zastawienia części dekoracji, strojów i rekwizytów teatralnych. Myślał nawet o zaciągnięciu pokaźnego kredytu u niechętnego mu Feuerberga. W końcu pewnego dnia po prostu zniknął.

Lwowskie tourne Modrzejewskiej

  Tymczasem do Lwowa zjechała Helena Modrzejewska. Była już wtedy uznaną artystką teatru krakowskiego. Zapatrzony w nią krytyk „Czasu” zachwycał się „jej wyborną, dźwięczną, pełną uczucia deklamacją, grą rysów [i] grą fizjonomii”. W podobnym tonie wypowiadały się też inne czasopisma krakowskie. We Lwowie przyjęto ją raczej chłodno. Tutaj od wielu lat nieprzerwanie królowała Aniela Aszpergerowa. Jako aktorka dramatyczna zasłynęła rolą Ofelii, Balladyny, Marii Stuart i Lukrecji Borgii. Jaśniała w nich „światłem pierwszorzędnej gwiazdy”, daleko w tyle pozostawiając swoje koleżanki po fachu. Na stosunek do Modrzejewskiej wpłynęła także ciągła rywalizacja pomiędzy Lwowem, a Krakowem o miano galicyjskiej stolicy. Nic dziwnego, że Helena czuła się tam początkowo obco i niekomfortowo. 

Sytuacja zmieniła się dopiero po pierwszych występach. Brawurowymi rolami Adrianny, Marii Stuart i Barbary Radziwiłłówny stopniowo budowała swój sceniczny wizerunek i przekonywała nawet najbardziej opornych krytyków. W „Dalili” Feuilleta zauroczyła zgromadzonych naturalną lekkością i gracją. „Publiczność zgromadziła się tego wieczoru liczniej, niż to zwykle bywa o tej porze roku” – pisał sprawozdawca „Gazety Narodowej” – „i  nagrodziła zasługi celującej artystki krakowskiej burzą oklasków i lawiną bukietów”. Wśród jej admiratorów znaleźli się Ignacy Józef Kraszewski i Konrad Ujejski. Mimo to, Helena nie miała powodów do radości. 

Atmosfera w teatrze robiła się coraz gorsza. Wpływ miał na to stale pogłębiający się konflikt z dyrektorem Adamem Miłaszewskim i postawa artystki, która z góry patrzyła na swoje starsze koleżanki – Józefę Hubertową i Teofilę Nowakowską. Tę ostatnią– synową Miłaszewskiego, znała jeszcze z czasów pierwszej swej bytności we Lwowie. Zarzewiem wieloletniego konfliktu miała być ostra reakcja na kostium Modrzejewskiej, który uszyła w 1862 r. na premierę „Balladyny”, zresztą zgodnie z projektem Aszpergerowej. Zdaniem Nowakowskiej miał on frywolny charakter i odsłaniał zbyt dużo kobiecego ciała. Nie obyło się bez uszczypliwych uwag i złośliwych komentarzy. Modrzejewska pamiętała ten incydent do końca swojej kariery scenicznej.

  Powodów do zmartwień dostarczył Modrzejewskiej także jej brat Józef, który pojawił się we Lwowie 12 maja. Wprawdzie Helena już wcześniej wiedziała o kłopotach brata, jednak uważała je za ryzyko nieodłącznie związane z zawodem. „Był tu Józef przed kilkoma dniami” – donosiła w liście Józefie Tomaszewiczowej – „ale zabawił tu tylko dzień jeden i wrócił do Jarosławia, gdzie obecnie jego trupa bawi (…) Nie bardzo się świetnie powodzi Józiowi – cóż robić? Dziś wszędzie bieda…”. Tymczasem Benda przedstawił jej swoją złą sytuację finansową, opowiedział o przygnębiającej atmosferze w zespole i groźbie zlikwidowania teatru. Helena zareagowała natychmiastowo – zdecydowała się jechać do Jarosławia i wystąpić w jednym ze spektakli. Rodzeństwo naradzało się przez całe popołudnie. Wreszcie Benda mógł spokojnie wysłać telegram i powiadomić o pomyśle stroskanych aktorów: „Na czwartek ogłosić Domy Polskie – występ Heleny Modrzejewskiej – Benda”

Boska Artystka w Jarosławiu

W ten sposób Modrzejewska nie tylko wykorzystała siłę swojego nazwiska, ale świadomie sięgnęła do lekkiego i niezobowiązującego repertuaru. Dramat przygodowy, w którym grała Marię – dzielną córkę Miecznika, miał nawiązywać do jej sukcesu z 1863 r. Towarzyszyła mu pewna zabawna anegdota. W trakcie jednego z aktów, oddany przez nią strzał jednocześnie powalił na ziemię dwunastu rozbójników. Wywołało to wśród widowni salwy śmiechu. Speszeni aktorzy czym prędzej udali się za kulisy by w spokoju przeżywać gorycz nieudanego występu, a po mieście zaczęło krążyć powiedzenie, że „Modrzejewska kładzie mężczyzn nawet i bez strzału”.

  Wśród stroskanych aktorów zapanowała wielka radość. Z zapałem przystąpili do renowacji rekwizytów, odkurzania i reperowania garderoby oraz przygotowywania afisza. Trudno zresztą powiedzieć, czy ten ostatni został wydrukowany, czy namalowany ręcznie. Sam Edward Webersfeld podał dwie, wzajemnie wykluczające się wersje. W jednej, umieszczonej w „Tekach aktora” przekazał, że afisz został wydrukowany, w innej, znajdującej się we wspomnieniach poświęconych Helenie Modrzejewskiej, że przygotowany osobiście przez Józefa Grotowskiego. Z opisu aktora wynika jednak, że stylistyką nawiązywał on do popularnych w tym czasie plakatów Teatru Krakowskiego. Na dużej, białej płachcie, czerwonymi literami napisano: W JAROSŁAWIU WYSTĘP SŁAWNEJ ARTYSTKI TEATRU KRAKOWSKIEGO HELENY MODRZEJEWSKIEJ WE CZWARTEK DN. 14 MAJA 1867 R. DOMY POLSKIE DRAMAT W 5-CIU AKTACH J. MAJERANOWSKIEGO….  Publiczność niemal natychmiast obległa zamknięte dotąd drzwi teatru, a do kasy wartkim strumieniem zaczęły płynąć upragnione pieniądze. Następnego dnia, na wieść o tym, że Modrzejewska ma przyjechać wraz z Bendą popołudniowym pociągiem, na dworzec kolejowy wyległy rzesze niecierpliwych gapiów. Władze miasta pod wodzą burmistrza Gustawa Adolfa Weissa przywitały artystkę kwiatami. Jeszcze tego samego dnia odbyła się próba. Modrzejewska pozytywnie odnosiła się do młodych aktorów, zwłaszcza Webersfelda, którego pamiętała jeszcze jako ucznia rzeszowskiego gimnazjum, ukradkiem przychodzącego na jej występy. 

Niestety, poza wspomnieniami aktora, nie zachowały się żadne recenzje z czwartkowego przedstawienia. Za to Webersfeld opisał go z charakterystycznym dla niego poczuciem humoru: „Z konieczności grał komik starego Miecznika, lecz z nadmiaru uciechy, że po trzydziestu latach zawodu dostąpił szczęścia współdziałać z Modrzejewską, przebrał nieco miary w codziennie zażywanej dawce ożywczych napojów podciął się należycie: toteż bełkotał coś niezrozumiale, tworzył dowolne rymy, a rozpływał się w czułości i co chwila ocierał prawdziwe łzy”. Publiczność zdawała się jednak tego nie zauważać. Zasłuchana śledziła każdy ruch młodej artystki, która – jak się zdawało – osiągała wyżyny swojego aktorskiego kunsztu. Po zakończeniu spektaklu Rada Miejska miała nadać jej tytuł Honorowego Obywatela Miasta i prosić o to, by Modrzejewska raz jeszcze zagrała w sobotę, na co – zachwycona ciepłym odbiorem jej osoby – miała odpowiedzieć twierdząco.

W rzeczywistości, wbrew podanym przez Webersfelda informacjom, Modrzejewska nie zgodziła się na powtórny występ w sobotę. 15 maja grała już we Lwowie „Naszych najserdeczniejszych”, a 17 „Dalilę”. Nie mogła zatem ulec prośbom wysłanej do niej deputacji miejskiej. Nie udało się również potwierdzić faktu nadania jej odznaczenia Honorowego Obywatela Miasta Jarosławia. W dobrze udokumentowanym opracowaniu Zofii Kostki - Bieńkowskiej „Honorowi Obywatele Miasta Jarosławia 1863–2003” brak Heleny Modrzejewskiej. W dniu przedstawienia taki zaszczyt przypadł natomiast w udziale Ernestowi Gaberle – urzędnikowi, współtwórcy lokalnego samorządu autonomicznego. Być może występ Modrzejewskiej zbiegł się w pamięci sędziwego Webersfelda właśnie z tym faktem. W ten sposób powstała plotka, która – w formie faktu historycznego – została przekazana potomnym.

Istnieje natomiast bardzo duże prawdopodobieństwo, że artystka otrzymała od Rady Miejskiej drogocenny podarunek, który miał jej przypominać o bytności w nadsańskim grodzie. Nieoceniony Webersfeld przekazał, że była to kosztowna, złota bransoleta z wygrawerowanym napisem: „Boskiej Artystce – Obywatelstwo Jarosławskie”. 

Czy Helena Modrzejewska spacerowała później po ulicach miasta? Czy wraz z trupą teatralną – jak chce tego pamiętnikarz – przebywała na wycieczce w podmiejskim zagajniku? Obawiam się, że jest to jedynie bujna wyobraźnia aktora. Faktem jest natomiast, że – żegnana kwiatami i owacjami – Helena wróciła do Lwowa i tam kontynuowała swoje występy. O sukcesach informowała Józefę Tomaszewiczową: „Pod względem moralnym jestem bardzo zadowolona. Grałam Marię Stuart Słowackiego, po trzecim akcie wołano mnie pięć razy i obsypywano kwiatami (…)”.Jednocześnie na nowo rozgorzał spór z Miłaszewskim. „Pokłóciłam się z dyrektorem Miłaszewskim” – przyznała w jednym z listów – „i z benefisu darowałam cały dochód ubogim, nie chcąc ani szeląga od tego pana”.  Ostatecznie jej tournée zakończyło się 5 VI. Wróciła do Krakowa z pewnym niedosytem, ale też z poczuciem, że zdobyła serca kolejnych miłośników teatru.

  Dla Józefa Bendy przyjazd siostry był jedynie krótkotrwałym sukcesem. Po kilku dniach prosperity, teatr znowu zaczął świecić pustkami. W tej sytuacji dyrektor zdecydował się na wyjazd z miasta. Jednak ograny repertuar i brak umiejętności aktorskich powodowały, że publiczność niechętnie uczestniczyła w przedstawieniach. To generowało kłopoty finansowe, wzrost zadłużenia i niezadowolenie pracowników. W końcu Benda postanowił zlikwidować trupę i wrócić do Warszawy, zaś współpracujący z nim aktorzy powędrowali pod skrzydła innych reżyserów (m. in. Gustawa Zimajera). Kilkoro z nich zrezygnowało z zawodu i osiadło na prowincji. W ten sposób zakończył się ich sen o galicyjskim teatrze.

Tekst ukazał się w nr. 7-8/2015 "Podkarpackiej Historii"

 

  


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama