Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 3 grudnia 2025 11:56
Reklama

4/5.12.1943. Zdobycie broni w jasielskich zakładach "Gamrat"

Obok słynnej akcji uwolnienia więźniów z niemieckiego więzienia w Jaśle w sierpniu 1943 r. było to drugie co do znaczenia przedsięwzięcie dywersyjne na terenie jasielskiego Obwodu ZWZ–AK w czasie wojny i okupacji.
4/5.12.1943. Zdobycie broni w jasielskich zakładach "Gamrat"
Tablica upamietniająca udaną akcję

Początki zakładu „Gamrat” w podjasielskich Krajowicach sięgają przełomu lat 1937/1938, gdy w ramach Centralnego Okręgu Przemysłowego rozpoczęto tam budowę wytwórni prochu nr 5. Docelowo zakład miał produkować proch strzelniczy, materiały wybuchowe, nitroglicerynę, bawełnę strzelniczą i prochy bezdymne. Ze względu na duże zapotrzebowanie polskiej armii prace postępowały bardzo szybko. Do połowy 1939 r. wybudowano kilkadziesiąt obiektów fabrycznych, bocznicę kolejową, most na Wisłoce, połączenia energetyczne i drogowe. Gromadzono zapasy surowców oraz wyposażano zakład w maszyny i urządzenia. Produkcja miała ruszyć w styczniu 1940 r., jednak wcześniej wybuchła II wojna światowa.

Po zajęciu Jasielszczyzny Niemcy utworzyli na terenie „Gamratu” bazę zaopatrzenia w broń i amunicję. Po rozpoczęciu wojny z Sowietami gromadzili tu i naprawiali broń zdobytą na froncie wschodnim, którą następnie zaopatrywano oddziały „własowców” (RONA) rekrutowanych z jeńców radzieckich.

Magazyny zbrojeniowe i zakłady naprawcze znajdowały się w zalesionym, pofałdowanym terenie, około trzech kilometrów na zachód od Jasła, po lewej stronie Wisłoki, oddalonej o nieco ponad sto metrów. Całość była otoczona ogrodzeniem z drutu kolczastego. Stacjonowała tu blisko dwustuosobowa kompania Wehrmachtu, a w pobliskich barakach zamieszkiwało około 500–600 „własowców”. Teren był dobrze strzeżony: przy trzech bramach wjazdowych znajdowały się wartownie obsadzone po czterech strażników, a przy bramie głównej — kilkunastu. Wzdłuż ogrodzenia regularnie krążyły patrole z psami.

W warsztatach, przy naprawie i konserwacji broni, pracowało codziennie kilkuset Polaków. Wśród nich działały skutecznie grupy sabotażowo–dywersyjne Armii Krajowej, których organizatorem i dowódcą był sierż. Tadeusz Szymański ps. „Borys”. Za dnia pracował jako rusznikarz, a okresowo pełnił nocne dyżury przy piecu centralnego ogrzewania w budynku, którego piwnicę zajmowały kotłownia oraz magazyn broni i amunicji, a piętro — kwatery niemieckich żołnierzy. „Borys” doskonale poznał teren i przygotował zarys planu przyszłej akcji.

Ten energiczny i błyskotliwy młody człowiek był jednym z najlepszych żołnierzy podziemia na Podkarpaciu. Zdając sobie sprawę z chronicznego braku broni w lokalnych strukturach AK, był głównym pomysłodawcą akcji oraz jej kluczową postacią. Szczegółowo poinformował oficera dywersji jasielskiego Inspektoratu AK, por. Antoniego Holika ps. „Gazda”, o możliwości zdobycia dużej ilości broni na potrzeby słabo uzbrojonych plutonów obwodu i inspektoratu. Przedstawił rozmieszczenie obiektów, a najdokładniej opis tzw. magazynu pomocniczego, znajdującego się najbliżej ogrodzenia od strony rzeki, w którego piwnicy przechowywano znaczne ilości broni maszynowej i amunicji, a na piętrze mieściły się kwatery niemieckie i kasyno. Sporządził również dokładny szkic sytuacyjny, który wspólnie z „Gazdą” omówili i zweryfikowali.

W międzyczasie doszło do spotkania „Gazdy” z dowódcą Kedywu Podokręgu Rzeszów, por. Zenonem Sobotą ps. Korczak, zainteresowanym zdobyciem znajdującego się tam składu amunicji. „Korczak” rozważał uderzenie frontalne, lecz Holik, obawiając się konsekwencji odwetowych wobec ludności oraz trudności z wycofaniem większego oddziału, wyraził wątpliwości co do tej koncepcji. Zwrócił uwagę na skąpe uzbrojenie miejscowych oddziałów.

Po tym spotkaniu por. Holik przedstawił własną koncepcję — opracowaną z „Borysem” — komendantowi Obwodu ZWZ–AK Jasło, kpt. Józefowi Modrzejewskiemu ps. „Lis”. Zaproponował przeprowadzenie akcji metodą fortelu, bez rozlewu krwi, jeśli to możliwe. „Lis” przyjął plan i zadeklarował chęć osobistego udziału. Mimo obaw Holika, zgodził się on powierzyć mu zadanie ubezpieczenia akcji.

„Gazda” przygotował szczegółowy plan operacji, którą postanowiono przeprowadzić w nocy z 4 na 5 grudnia 1943 r., w sobotę, gdy większość Niemców z „Gamratu” wyjeżdżała do kina w Jaśle. Uzgodniono, że „Borys” przetnie druty kolczaste od strony Wisłoki i rozkręci zabezpieczenie drzwi do magazynu. Do akcji zebrano 24 ludzi (według Holika — 27) z placówek: Dębowiec, Kołaczyce, Warzyce oraz Świerchowa.

Po koncentracji około godziny 19.00 w lesie w okolicach Podzamcza–Kowalowych odbyła się odprawa, podczas której „Gazda” i „Lis” rozdzielili zadania. Ze względu na słabe uzbrojenie i ryzyko alarmu, większość akowców wyposażono jedynie w tzw. „konstytucje”, czyli linki z metalowym ciężarkiem.

Oddział niepostrzeżenie przekroczył szosę i ruszył w górę rzeki w stronę mostu. Kilkaset metrów przed nim grupa podzieliła się: jedna część pod dowództwem sierż. Jana Betleja ps. „Rafałek” pozostała nad rzeką, a druga, licząca 12 ludzi, pod dowództwem „Gazdy”, „Lisa” i ppor. Antoniego Zawadzkiego ps. „Teresa”, przeprawiła się wpław przez lodowatą Wisłokę, po sygnale świetlnym od „Borysa”. Temperatura wynosiła około –10°C.

Po sforsowaniu wysokiego brzegu oddział dotarł do miejsca spotkania z „Borysem”, oczekującym przy rozciętym ogrodzeniu. Po przejściu niemieckiego patrolu pięciu akowców — „Gazda”, „Borys”, „Teresa”, ppor. Eugeniusz Tomaszewski ps. „Korzeń” i Ludwik Ligara ps. „Mały” — udało się do magazynu. Ubezpieczał ich „Lis” z pistoletem maszynowym, a za nim czekało sześciu nieuzbrojonych żołnierzy od przenoszenia broni.

Po wejściu do budynku „Borys” otworzył drzwi do kotłowni i magazynu. Rozpoczęto wydawanie broni, którą kolejne osoby przenosiły nad Wisłokę, gdzie „Rafałek” ją segregował. Aby nie zwrócić uwagi Niemców, Szymański okresowo podkładał węgiel do pieca, by utrzymać temperaturę.

Około północy zaczęły wracać samochody z żołnierzami z kina. Gdy trzech Niemców skierowało się w stronę lasu, a jeden zaczął dobijać się do kotłowni, sytuacja stała się krytyczna. Po jego odejściu „Borys” wydał sygnał do opuszczenia budynku. Oddział wycofał się do rzeki i przeprawił wpław.

Po rozdzieleniu ładunku akowcy ruszyli w stronę Warzyc, niosąc po około 30 kg broni i amunicji. Po dojściu do lasu w Podzamczu usłyszeli alarm na wartowni. Zauważyli także niemieckie auta jadące w stronę Jasła — nie było jednak pewności, czy wynikało to z odkrycia kradzieży.

Objuczeni, zmęczeni, ale zadowoleni, dotarli do opuszczonej stodoły w okolicy Warzyc, gdzie zakopali większą część broni. Pozostałą część rozprowadzono na kwatery i meliny w kilku miejscowościach Jasielszczyzny. Holik z grupą ppor. Tomaszewskiego udał się w rejon Nowego Żmigrodu, a Modrzejewski, Zawadzki i Szymański — do Potoku, do domu inż. Dankmayera ps. „Ludwiczek”.

O świcie pod ich miejsce postoju podeszła niemiecka żandarmeria. Akowcy przygotowali się na walkę, lecz okazało się, że były to tylko ćwiczenia z otaczania budynku. „Lis” wspominał później, że nigdy przedtem ani potem ten dom nie był miejscem ćwiczeń.

W wyniku akcji zdobyto ciężkie i lekkie karabiny maszynowe, pistolety maszynowe, karabiny, pistolety, granaty zaczepne i obronne, rakietnice, skrzynki amunicji i inny sprzęt wojskowy. Broń wykorzystano później do ubezpieczania zrzutów, działań dywersyjnych oraz walk w ramach planu „Burza”.

Niemcy — zaskoczeni skalą i sposobem przeprowadzenia akcji — nie nagłośnili sprawy, ukarali jedynie kompanię wartowników wysyłając ją na front wschodni. Nie zastosowali represji wobec ludności. Po latach por. Holik podkreślał, że uniknięcie odwetu uważa za największy sukces operacji.

6 grudnia 1943 r. gestapo aresztowało rodziców „Borysa”, przetrzymując ich w „Bursie”, a następnie w więzieniu. Zwolniono ich 12 maja 1944 r. Brat Szymańskiego, lek. med. Zdzisław Szymański, wspominał, że Tadeusz po ich powrocie przepraszał na kolanach za narażenie rodziny.

Po akcji Szymański przeszedł do pełnej konspiracji. Jako szef plutonu dywersyjnego Obwodu ZWZ–AK Jasło oraz dowódca plutonu 5. pułku strzelców podhalańskich por. Edwarda Przybyłowicza „Bema” przeprowadził wiele udanych akcji. Wyróżnił się także podczas „Burzy”, m.in. w bitwie pod Gilową Górą w sierpniu 1944 r. Po wejściu Sowietów, za zgodą przełożonych, wstąpił do MO jako „wtyczka” AK. W czerwcu 1945 r. zginął tragicznie, od kuli nieprzeznaczonej dla niego. Pośmiertnie odznaczono go Krzyżem Srebrnym Virtuti Militari.

Reasumując, dzięki udanej akcji „Gamrat” podkarpaccy akowcy znacząco się dozbroili i po raz kolejny zadali Niemcom bolesny cios — po sierpniowej akcji uwolnienia więźniów w Jaśle. Operacje te podnosiły morale społeczności miejscowej i udowadniały, że „jeszcze Polska nie zginęła”. Wojna miała jednak trwać jeszcze kilkanaście miesięcy.

Tekst ukazał się w nr. 1-2/2017 "Podkarpackiej Historii".

 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Wesprzyj "Podkarpacką Historię"! Postaw nam symboliczną kawę!
Reklama
Reklama
Reklama