Pierwszy transport internowanych działaczy „Solidarności” z ówczesnego województwa przemyskiego dotarł do więzienia w Uhercach około godziny 5.00 rano, 13 grudnia 1981 roku. Zaskoczeni i niepoinformowani strażnicy przez dwie godziny nie chcieli wpuścić konwoju na teren zakładu. Na obszarze dzisiejszego Podkarpacia zlokalizowano cztery ośrodki dla internowanych: w ówczesnym podrzeszowskim Załężu (dziś dzielnica Rzeszowa), Uhercach, Łupkowie oraz w Nisku, gdzie osadzano kobiety.
Łupków i Uherce
Fakt, że Uherce i Łupków znajdowały się w pobliżu dawnej granicy polsko-radzieckiej, wzbudzał wśród niektórych zatrzymanych poważne obawy. Szczególnie podczas transportów, gdy zaskoczeni, często wyrwani ze snu więźniowie obawiali się nawet wywózki na Wschód. Przekonanie to bywało potęgowane przez „dowcipy” konwojentów wspominających o łagrach i Syberii.
Spośród „internatów” zlokalizowanych na terenie ziemi sanockiej stosunkowo najlepsze warunki panowały w Łupkowie. Opozycjonistów umieszczono tam w jednym z bloków półotwartego zakładu karnego, powstałego zaledwie kilkanaście lat wcześniej, przeznaczonego dla więźniów z niskimi wyrokami. Ze wspomnień osadzonych wynika, że warunki internowania były tam znośne, a na pewno znacznie lepsze niż w wielu innych ośrodkach.
Znacznie gorzej było w Uhercach. Choć zakład uchodził za jeden z nowocześniejszych, internowanych umieszczono w najgorszym pawilonie, który już przed ich przyjazdem kwalifikował się do generalnego remontu. Cele były brudne i zimne, opieka lekarska stała na niskim poziomie, a dodatkowym problemem były braki w dostępie do wody, zwłaszcza ciepłej.
Opór
Do Łupkowa zaczęto przywozić internowanych z innych ośrodków dopiero w marcu 1982 roku, gdy sytuacja w kraju była już mniej napięta. Władze miały świadomość, że przynajmniej początkową rozgrywkę z opozycją wygrały, co skutkowało stopniowym łagodzeniem rygorów. Ośmielało to internowanych do coraz bardziej otwartego demonstrowania niechęci zarówno wobec systemu, jak i jego przedstawicieli – strażników więziennych.
Niesubordynacja należała do dobrego tonu. Strażników traktowano z wyższością i nieskrywaną pogardą. Powszechne było odmawianie wykonywania poleceń, niszczenie więziennego mienia oraz łamanie regulaminu, który zresztą nie zawsze był sumiennie egzekwowany. Funkcjonariusze skarżyli się w raportach na wrogą postawę osadzonych, podkreślając swoje psychiczne przemęczenie pilnowaniem krnąbrnych opozycjonistów.
Jeden z oficerów wizytujących ośrodek w Łupkowie pisał w raporcie (pisownia oryginalna):
„Stwierdziłem, że zachowanie ich (internowanych – przyp. autora) jest bardzo agresywne, a liczne piosenki, zbiorowe okrzyki i skandowanie przepełnione były skrajną nienawiścią do ustroju, PZPR, SB, Wojska i gen. Jaruzelskiego. Pełno było wrogich epitetów i wulgarnych wyrażeń. Obraz nieporównywalny nawet z najbardziej agresywnie zachowującymi się osobnikami podczas ulicznych manifestacji”.
Podobne nastroje panowały w Uhercach. Władze, chcąc je spacyfikować, sięgały nawet po demonstrację siły, kierując na oddział kilkudziesięciu funkcjonariuszy Służby Więziennej w hełmach i z pałkami. Nie przynosiło to jednak oczekiwanych efektów. Do kuriozalnej sytuacji doszło tam w listopadzie 1982 roku, gdy czterech zwolnionych z internowania… odmówiło opuszczenia zakładu. Strażnicy musieli niemal siłą wyprowadzić ich za bramę.
„Pod celą”
W celach roiło się od przedmiotów przemyconych z zewnątrz, absolutnie zakazanych przez regulaminy: nielegalnych wydawnictw, aparatów fotograficznych, a nawet odbiorników radiowych – przynoszonych przez odwiedzających lub konstruowanych przez uzdolnionych technicznie osadzonych. Sporadyczne rewizje nie przynosiły większych efektów. Zresztą można było odnieść wrażenie, że strażnikom nie zależało szczególnie na wykrywaniu „trefnych” przedmiotów, gdyż kończyło się to zazwyczaj ostrymi słownymi spięciami.
Internowanym, w dużej mierze młodym i aktywnym ludziom, najbardziej doskwierała więzienna monotonia. Dni i tygodnie wlokły się w ograniczonej przestrzeni, dlatego starano się organizować sobie zajęcia. Jedną z form sprzeciwu było tworzenie piosenek i wierszy – może nierównej wartości artystycznej, ale o jednoznacznym wydźwięku politycznym. W obozie funkcjonował swoisty „chór”, którego nagrania były szeroko kolportowane w Polsce. To tu powstały takie „wojenne” przeboje jak „Zielona WRON-a”, „Hymn internowanych” czy „Wędrujemy”.
Warunki pobytu
Warunki panujące w ośrodkach musiały być w miarę znośne także dlatego, że były one regularnie wizytowane przez delegacje Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Władze, próbujące przekonać świat o postępującej normalizacji sytuacji w kraju, nie mogły pozwolić sobie na całkowite odcięcie tak licznej grupy działaczy opozycji.
W raportach MCK szczegółowo opisywano warunki pobytu, stan zdrowia internowanych, wyżywienie, sposób spędzania wolnego czasu oraz relacje ze służbą więzienną. W raporcie z maja 1982 roku, gdy w obozie przebywało 99 internowanych, tak opisano jedną z cel:
„Wymiary ok. 8 × 4 × 2,30 m, 5 dwupiętrowych metalowych łóżek, dwa kaloryfery, trzy lampy sufitowe, dwa stoły, jeden taboret, dwie ławki, trzy wieszaki, jedna szafka, dwa stoliki nocne z szufladami, jedna półka, jeden głośnik z regulacją głosu, jedno gniazdko, szczotka, miotła, szufelka, butelka środka czyszczącego, skrzynka na śmieci oraz komplet pościeli i naczyń dla każdego internowanego”.
Raporty wskazują, że w każdym budynku znajdowały się umywalnie z bieżącą wodą, głównie zimną – ciepłą puszczano dwa razy dziennie. Internowani mogli korzystać z łaźni dwa razy w tygodniu, a pranie wykonywali samodzielnie. Odnotowano nawet skargę, że „pracownicy pralni nie piorą starannie ręczników i prześcieradeł”. Zapewniona była opieka medyczna, nieograniczona korespondencja, raz w miesiącu 60-minutowe widzenie z bliskimi oraz stosunkowo swobodny dostęp do posług religijnych.
Wyżywienie – dziś budzące uśmiech – było w realiach permanentnych niedoborów czymś powszechnym: na śniadanie barszcz czerwony, na obiad krupnik, pulpety z ziemniakami i kapustą, na kolację jajko, chleb, margaryna i kawa. Administracja zapewniała, że dzienne racje zawierały przepisowe 4050 kcal. W kantynie dwa razy w miesiącu można było zrobić zakupy (do kwoty 500 zł), nabywając m.in. konserwy owocowe i warzywne, herbatniki, cukier, artykuły toaletowe i papierosy.
Kilkakrotnie internowani z Nowego Łupkowa podejmowali strajki głodowe – jedną z najczęstszych form protestu. Kilkuosobowe głodówki miały miejsce m.in. w kwietniu, maju i lipcu 1982 roku. W dokumentach i wspomnieniach brak jednak jednoznacznych informacji o ich bezpośrednich przyczynach.
Autor korzystał m.in. z książki „Ośrodki odosobnienia w Polsce południowo-wschodniej (1981–1982)” Grzegorza Wołka, wydanej przez rzeszowski IPN w 2009 roku. Z niej pochodzą także niektóre fotografie autorstwa Tadeusza Bigosa.












Napisz komentarz
Komentarze