Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 28 marca 2024 23:51
Reklama

2 września 1939. Zagłada Chmielowa

2 września 1939. Zagłada Chmielowa
POmnik upamiętniający bestialskie bombardowanie Chmielowa. Fot. nowadeba.pl

2 września 1939 celem lotnictwa niemieckiego niespodziewanie stał się niewielki, podtarnobrzeski Chmielów. Bomby obróciły w perzynę niemal całą zabudowę miejscowości, zabijając około 50 osób, setki raniąc. Bezsensowny, z militarnego punktu widzenia, nalot porównywany jest często z tragedią hiszpańskiej Guerniki zbombardowanej przez frankistowskie lotnictwo lub położonym w dzisiejszym województwie łódzkim Wieluniem zniszczonym pierwszego dnia wojny.

Mieszkaniec Chmielowa i naoczny świadek tragedii – Tadeusz Biela – miał wówczas 13 lat. Tuż przed bombardowaniem padł krowy na okolicznych łąkach. Tak wspominał tamte wydarzenia:

Była szósta wieczorem i wracałem do domu, bo tato chciał, byśmy dachówkę na dach domu z wozu zrzucili - wspomina.  Nawet 16 ich nie przerzuciliśmy, kiedy patrzę w niebo, a tu szklą się samoloty. To były jednopłatowce. Było ich ponad 30. Mówię do taty: "Chodź, położymy się na ziemi w bezpiecznym miejscu, bo mnie tak w szkole uczyli". Ale ojciec złapał mnie za rękę, wziął za stodołę i zaczął się modlić "Pod Twoją obronę".

Deszcz bomb

Trzy bomby spadły w parku, trzy na pobliskim placu. Kolejne bomby trafiły już w dom i budynki gospodarcze rodziny pana Tadeusza:

 - Jedna bomba spadła koło studni, mnie nogę urwało, ojca zabiło, koń wybiegł ze stodoły, rozpruło go i też zabiło. Dom pogruchotało. Dachówka, którą przygotowywaliśmy na dach, rozsypała się w drobny mak.

Przez następne godziny, kiedy z nieba leciał deszcz bomb, kilkunastoletni Tadeusz Biela chciał tylko przeżyć. Starał się uciec, kuśtykając na jednej nodze, z drugiej został już tylko kikut, z czego początkowo nie zdawał sobie sprawy. Strach był silniejszy od bólu:

- Chciałem przejść przez płot, ale zawadziłem o drut. Myślę sobie, że nogę do góry podniosę, patrzę, a tu krew. Dopiero wtedy zrozumiałem, że nie mam nogi. Na szczęście przyszedł szwagier, wziął chustę od siostry, zawiązał za kolanem i odniósł mnie w krzaki. Ojca położyli dalej i przykryli trawą.

Tadeusz przeleżał w ukryciu kilka godzin. Bomby spadały przez kilkanaście godzin, do następnego dnia. Celem stały się cegielnia, młyn i wszystkie budynki leżące wzdłuż torów kolejowych. Jak wspominał naoczny świadek, we wsi tylko trzy domy zostały, kościół i plebania. Kiedy samoloty odleciały, a nad Chmielowem było widać tylko biały dym i kurz, po rannych przyjechały samochody z tarnobrzeskiego szpitala.  Tadeusz Biela wspominał:

- Do dziś pamiętam, jak rzucili mnie na ostatni wóz. Słoma strasznie raziła mnie w kikuta. Czułem każdy dołek. Jak sobie to dziś przypominam, to mi się zimno robi. W tarnobrzeskim szpitalu przeleżałem dwa tygodnie, lekarze amputowali mi resztki nogi.

Dlaczego to musiało się wydarzyć?

Jeszcze do niedawna cel bombardowania wsi nie był jasno określony. Istniało na ten temat kilka teorii. Pierwsza z nich mówiła o tym, że Chmielów został pomylony przez lotnictwo niemieckie z pobliską wytwórnią amunicji w Nowej Dębie. Druga wersja wskazywała, jakoby atak był konsekwencją prywatnych zatargów z Niemcami mieszkającymi w Chmielowie, rzekomo upokarzanymi po I wojnie światowej. Jeden z nich miał być w czasie II wojny oficerem Luftwaffe. Kolejny wątek prowadził do miejscowego tartaku, będącego własnością rodziny Tarnowskich, którzy handlowali materiałem drzewnym z niemieckimi spółkami, w tym z Fussmann, zaopatrującymi Luftwaffe.  Obok tartaku  mieszkał Żyd, który z Niemcami miał spółkę i przesyłał im deski przed samym wybuchem wojny w transporcie do Niemiec. Nie były to  najlepsze deski, tylko ostatni gatunek. Wtedy Niemcy zapowiedzieli, że jak będzie wojna, to pierwsze bomby na jego dom upadną.

To jednak tylko hipotezy. Dzięki uporczywym staraniom Tomasza Sudoła z Nowej Dęby, absolwenta Wydziału Historii Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, udało się odnaleźć dokumenty, świadczące o celowości zrzutu bomb na Chmielów. Historyk dotarł do akt Bundeswehry i notatek lotników, biorących udział w bombardowaniu Chmielowa.

Ze zdobytych przez Tomasza Sudoła materiałów wynika, że lotnicy otrzymali konkretne rozkazy zrzutu bomb na dworce kolejowe w Chmielowie i Tarnobrzegu. Ponieważ w Chmielowie tory kolejowe biegną przez całą wieś, a stacja przeładunkowa znajduje się niemal w centrum, zniszczeniu uległa większość domów.

Członkowie Nowodębskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego,  od dawna badają historię bombardowania Chmielowa. Wydarzeniom z drugiego września poświęcili odrębny zeszyt, w którym zamieszczono między innymi kopie dokumentów, będących własnością archiwum w Rzeszowie. To nazwiska rannych z Chmielowa, przyjętych do tarnobrzeskiego szpitala. Warto dodać, iż w wyniku bombardowania ucierpiała ludność i zabudowa cywilna, natomiast zabudowania fabryczne, węzeł kolejowy i budynki parafii wraz z kościołem ocalały.

Tragiczne skutki bombardowania

Zginęło ponad 50 osób. Były setki rannych. większość domów zrównano z ziemią. Kilkadziesiąt mieszkańców zostało inwalidami, zniszczono dorobek całych pokoleń, bezpowrotnie utracono dobra i pamiątki rodowe, którymi dziś można by się szczycić. Do dziś nie oszacowano wszystkich strat, zarówno tych wymiernych, jak i tych których wyliczyć nie sposób.

Praktycznie nie było w Chmielowie rodziny, której tragedia nie dotknęłaby bezpośrednio. Wielu mieszkańców zostało okaleczonych psychicznie. Pamięć o tamtych wydarzeń i związana z tym trauma przeszły na kolejne pokolenia.

Z inicjatywy tych, którzy przeżyli powstała inicjatywa uczczenia pamięci zabitych okolicznościowym pomnikiem. Tu odbywają się patriotyczne uroczystości. Każdego roku zaś, na starym cmentarzu w Chmielowie, gdzie spoczywają zabici, odbywa się msza polowa w intencji osób poległych tragicznego 2 września 1939 roku.

Marcin Bryła

Artykuł ukazał się w nr 9-10/2017 "Podkarpackiej Historii"


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
adam 28.02.2021 23:45
Komentarz usunięty

Reklama