Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 29 marca 2024 11:17
Reklama

Ludwik Hahn - zbrodniarz, który uniknął zasłużonej kary.

Był jednym z największych zbrodniarzy II wojny światowej operujących na terenie Polski,  w tym obecnego Podkarpacia. W czasie Kampanii Wrześniowej dowodził jednostkami Einsatzgruppen, które posuwając się w ślad za siłami frontowymi dokonywały masakr ludności cywilnej, w tym Żydów. Kierował m.in. niemieckim aparatem terroru w dystrykcie krakowskim i warszawskim. Odpowiadał za masowe egzekucje i wywózki do obozów koncentracyjnych. SS-Standartenführer Ludwik Hahn, mimo ogromu ciążących na nim zbrodni, w zasadzie uniknął odpowiedzialności współmiernej do winy. Kara jaką ostatecznie, po wielu latach, poniósł była niemal symboliczna.
Ludwik Hahn - zbrodniarz, który uniknął zasłużonej kary.

Hahn urodził się 23 stycznia 1908 w zamożnej rodzinie chłopskiej, w Eitzen koło Lüneburga w Dolnej Saksonii. Tu kończył szkołę podstawową i średnią. Studiował prawo w Getyndze i Jenie. W 1932 roku otrzymał tytuł doktora praw. Już w czasie studiów zafascynował się ideologią nazistowską. Działał w Narodowosocjalistycznym Związku Studentów, w 1930 roku wstąpił do NSDAP, partii która pod wodzą Adolf Hitlera rozpoczynała właśnie marsz po władzę. W 1933 roku wstąpił do SS, co stało się początkiem jego kariery w hitlerowskim aparacie bezpieczeństwa.

Na czele Einsatzkommando

W połowie lat 30 Hahn został przyjęty do Służby Bezpieczeństwa Reichsführera SS (SD), był m.in. zastępcą szefa Gestapo w Hanowerze, później pracował w berlińskiej centrali tajnej policji, by wreszcie objąć kierownictwo placówki Gestapo w Weimarze, którą pełnił do wybuchu II wojny światowej. Już wtedy cieszył się świetną opinią przełożonych. Reinhard Heydrich (po kolei szef Gestapo, Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy oraz protektor Czech i Moraw, w 1942 roku zabity przez czechosłowackich komandosów) wystawił mu taką laurkę: „niezwykle uzdolniony do wykonywania zadań politycznych, (…) posiada najpełniejsze zaufanie wszystkich instancji partyjnych”.

Swą przydatność dla nazistów Hahn mógł wykazać już niedługo, w czasie agresji na Polskę. Został dowódcą Einsatzkommando 1/I – specjalnej grupy operacyjnej służb bezpieczeństwa. Jej członkowie, operujący na zapleczu przesuwającego się na wschód frontu, dokonywali aresztowań osób uznanych za zagrożenie dla władzy niemieckiej (m.in. uczestników powstań, działaczy narodowej, inteligencji, Żydów) oraz licznych egzekucji. Szacuje się, że do końca października 1939 ofiarą akcji Einsatzgruppen padło około 20 tysięcy osób.

Zbrodnie na Podkarpaciu

„Szlak bojowy” dowodzonego przez Hahna Einsatzkommando 1/I (składającego się w dużej mierze z podległych mu wcześniej funkcjonariuszy weimarskiego Gestapo) wiódł z Górnego Śląska na tereny ziemi sanockiej. Znaczony był licznymi mordami i pacyfikacjami. Ludziom Hahna przypisuje się m.in. bestialskie wypędzenie za San, do sowieckiej strefy okupacyjnej, Żydów dynowskich. Pierwsze mordy zaczęły się w Dynowie już w połowie września 1939, ich kulminacja nastąpiła 28 września. Łącznie zginęło wtedy nawet 500 osób narodowości żydowskiej. Palono obiekty kultu, rabowano majątek mordowanych i wypędzanych.

Hahn ze swą ekipą zbrodniarzy dotarł do Sanoka najprawdopodobniej 23 września. Tu „urzędował” aż do końca października, siejąc terror na okolicznych terenach. „Zasługi” gestapowca w zwalczaniu rzeczywistych i domniemanych wrogów III Rzeszy musiały być bardzo dobrze ocenione przez zwierzchników, skoro w styczniu 1940 roku został on mianowany komendantem SD i policji bezpieczeństwa na dystrykt krakowski niewiele wcześniej stworzonego z części okupowanych ziem polskich Generalnego Gubernatorstwa.

Ludwikowi Hahnowi podlegał w zasadzie cały aparat terroru w dystrykcie Krakau obejmującym dużą część obecnego województwa podkarpackiego, w tym ziemię sanocką.  Miał nadzór nad tutejszymi więzieniami i aresztami śledczymi oraz wszystkimi lokalnymi strukturami SD i Sipo – policji bezpieczeństwa. Do jego zadań należało m.in. realizowanie osławionej akcji AB – aresztowań i eksterminacji polskiej inteligencji, deportacji do obozów koncentracyjnych, masowych egzekucji. W Krakowie stał na czele sądu doraźnego Standgericht, w których wyrok zapadał w zasadzie jeden: rozstrzelanie. Jego posiedzenia były parodią. Kilku gestapowców siedzących za stołem pytało wprowadzanego więźnia o imię, nazwisko i datę urodzenia, po czym odczytywało „wyrok śmierci”, zazwyczaj za rzekomą „zdradę stanu”. Posiedzenia sądu doraźnego, w których osobiście uczestniczył Hahn, odbywały się w wielu miejscowościach dystryktu krakowskiego, m.in. Sanoku, Rzeszowie, Krośnie i Jaśle.

„Gruszka” i pierwszy transport do Auschwitz

Hahnowi przypisuje się m.in. odpowiedzialność za rozpoczęte latem 1940 roku masowe egzekucje w lesie warzyckim pod Jasłem, gdzie zamordowano w czasie całej okupacji około 5 tysięcy osób (prawie trzy razy więcej niż w znacznie bardziej znanym miejscu kaźni – podwarszawskich Palmirach). Wśród ofiar wielu było ludzi mniej lub bardziej związanych z ziemią sanocką, m.in. osób schwytanych przy próbie przedostania się do formującej się we Francji armii polskiej generała Władysława Sikorskiego. Tu między bestialsko, często rozbijając główki o drzewa, wymordowano dzieci z ochronek w Miejscu Piastowym i Iwoniczu.

Sumienie (o ile można w przypadku tego zbrodniarza o czymś takim mówić) Hahna obciąża również opisywana już na łamach Tygodnika Sanockiego zbrodnia na więźniach sanockiego aresztu dokonana w nocy  z 5 na 6 lipca 1940 roku na wzgórzu „Gruszka” nieopodal Tarnawy Dolnej.

W tej głośnej egzekucji zamordowano od 112 do 115 osób (w różnych źródłach można znaleźć różne liczby). W większości byli to ludzie schwytani w czasie próby przedarcia się przez „zieloną granicę” na Węgry i poddani śledztwu w sanockim więzieniu. Kilkanaście godzin wcześniej wszyscy usłyszeli „wyroki” sądu doraźnego. W 1970 roku krakowski „Dziennik Polski” tak przejmująco opisywał ostatnie chwile życia skazańców:

– „Wszystkich 115 skazańców umieszczono w oddzielnej celi. Działy się tam straszne sceny. W przeróżny sposób żegnali się więźniowie z życiem. Jedni modlili się żarliwie. drudzy złorzeczyli Bogu za nieszczęścia, do jakich dopuszcza. Smugi świateł przesuwały się po  twarzach to w tę to w tamtą stronę. Skazańcy siedzieli skamieniali. W oczach ich krył się obłędny strach przed tym, co nieuchronnie się zbliżało. SS-mani byli znudzeni. Źli, że tak wcześnie musieli wstać tego dnia. Chcieli to mieć jak najszybciej za sobą. by – jak po każdej egzekucji – zebrać się na przyjacielską pogwarkę, mocno zaprawianą alkoholem i innymi uciechami tego świata. Po upływie dwunastu godzin oczekiwania na wykonanie wyroku na korytarzu więziennym w Sanoku podkute gwoździami buty uderzyły o kamienną posadzkę. Każdy krok wdzierał się boleśnie w mózg. Tak jakby strzelał karabin maszynowy. Szła śmierć”.

Śmierci na „Gruszce” cudem uniknął jeden ze skazańców, 20-letni wówczas Jan Schaller, weteran Kampanii Wrześniowej, uczestnik walk o Modlin i na południowo-wschodnich rubieżach II RP, schwytany w okolicach Cisnej na skutek zdrady przewodnika i umieszczony w sanockim więzieniu. Niedługo przed wyprowadzeniem z celi usiłował popełnić samobójstwo lub upozorować jego próbę. Wyglądającego na osłabionego umieszczono ławce tuż przy klapie samochodu. Udało mu się wyskoczyć w czasie jazdy. Mimo ostrzału i rzucania w jego kierunku granatami Schaller szczęśliwie umknął prześladowcom. Przeżył wojnę, walcząc w partyzantce.

Ludwik Hahn odpowiedzialny był także za kierowanie więźniów do obozów koncentracyjnych. Osobiście wydawał polecenia w sprawie pierwszego transportu do Auschwitz z 14 czerwca 1940 roku. Przypomnijmy, że wśród 728 więźniów tego transportu, wysłanych z więzienia w Tarnowie, był m.in. sanoczanin Stanisław Ryniak, który w obozie otrzymał nr 31, pierwszy numer więźniarski (wcześniejsze otrzymali niemieccy kryminaliści, skierowani do Auschwitz z innego obozu do pełnienia funkcji nadzorczych). Ryniak szczęśliwie przeżył hitlerowskie obozy, był żywym świadkiem niemieckiego okrucieństwa.

Kat Warszawy

W sierpniu 1940 Hahna mianowano pełnomocnikiem do spraw specjalnych samego Heinricha Himmlera – prawej ręki Adolfa Hitlera w Bratysławie. Kierował niemiecką tajną policją na terenie marionetkowego państwa słowackiego i najprawdopodobniej do jego zadań należało zwalczanie przerzutu ludzi przez dawną granicę polsko-słowacką. Nie znamy szczegółów jego działalności w tym okresie, ale musiał się wyróżniać, skoro w grudniu 1940 został odznaczony jednym z najważniejszych niemieckich medali – Krzyżem Żelaznym II klasy.

W 1941 roku brał udział w walkach w Grecji, gdzie podobnie jak dwa lata wcześniej w Polsce – na czele grupy operacyjnej SD i policji bezpieczeństwa, na tyłach wojsk frontowych tropił „wrogów Rzeszy”. Na krótko wrócił na Słowację, po czym ponownie został przeniesiony do Generalnej Guberni na stanowisko komendanta służb specjalnych dystryktu warszawskiego. Był tu jednym z najważniejszych funkcjonariuszy aparatu hitlerowskiego. Osobiście odpowiadał za aresztowania, egzekucje, bezlitosną walkę tak z podziemiem, jak i niewinną ludnością cywilną. Nadzorował m.in. wielkie deportacje ludności żydowskiej z getta warszawskiego do obozu w Treblince, gdzie zagazowano około 300 tysięcy warszawskich Żydów. Za swe zbrodnie Hahn znalazł się na celowniku egzekutorów Armii Krajowej, niestety nie udało się – mimo prób – dokonać likwidacji zbrodniarza, który później brał udział w tłumieniu Powstania Warszawskiego i dowodził masowymi egzekucjami. Był uważany za jednego z najgorszych katów Warszawy. W końcowym okresie wojny dowodził jednostkami sił bezpieczeństwa zarówno na froncie wschodnim jak i zachodnim.

Zbrodnie (prawie) bez kary

Po wojnie znalazł się na szczycie listy poszukiwanych zbrodniarzy wojennych. Niestety długo udawało mu się unikać odpowiedzialności. Początkowo ukrywał się, gdy jednak na przełomie lat 40 i 50 w Niemczech zachodnich faktycznie zaprzestano poszukiwań zbrodniarzy, wynurzył się na powierzchnię. Żył w dostatku pod własnym nazwiskiem, pracując w branży ubezpieczeniowej. Nie krył swej przeszłości, ponoć nawet się chwalił swymi wojennymi „dokonaniami”.

Pod lupą wymiaru sprawiedliwości znalazł się dopiero na początku lat 60. Przekazane stronie zachodnioniemieckiej dokumenty Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich pełne były opisów jego ludobójczej działalności, w tym eksterminacji ludności żydowskiej w Dynowie i Sanoku, a także mordu na „Gruszce”.

Niemieckie sądy bardzo niechętnie zajmowały się przeszłością swych obywateli. Mimo przekonujących dowodów winy Hahn trzykrotnie wypuszczany był z aresztu. Ponoć był chroniony przez swego szwagra, dowódcę sił powietrznych Republiki Federalnej Niemiec. Stanął wreszcie przed sądem (z wolnej stopy) w Hamburgu dopiero w 1972 roku. Akt oskarżenia odnosił się jednak prawie wyłącznie do jego warszawskich zbrodni. Początkowo udowodniono mu jedynie zabójstwo około 100 osób (pamiętajmy, że faktycznie odpowiadał za śmierć setek tysięcy ludzi). Dostał 12 lat, z jednoczesnym odstąpieniem od wymierzenia kary. Dopiero po kolejnym procesie, protestach i odwołaniach skazano go na dożywotnie więzienie. Za kratami spędził jedynie 8 lat. Wyszedł ze względów zdrowotnych we wrześniu 1983 roku. Zmarł na raka 3 lata później. Nigdy nie okazał skruchy. Karę, którą po latach odbył, także trudno uznać za sprawiedliwą i adekwatną do ogromu popełnionych zbrodni.

Szymon Jakubowski


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Borat 21.05.2020 10:39
Były próby zamachu na jego życie?

Reklama