Na początku lat pięćdziesiątych stacja kolejowa w Dębicy była obiektem skromnym i niedostosowanym do dużego ruchu pasażerskiego. Od strony południowej znajdował się budynek dworca, po stronie północnej wznosiła się wieża ciśnień, a pomiędzy nimi biegło sześć torów ułożonych na osi wschód–zachód. Infrastruktura peronowa ograniczała się do wąskich pasów utwardzonej ziemi, które w żaden sposób nie zapewniały bezpieczeństwa podróżnym.
Wsiadanie do wagonów i wysiadanie z nich było utrudnione przez znaczną różnicę wysokości między stopniami a powierzchnią peronu. Zimą problem ten narastał — śnieg, lód i niemal zupełny brak odpowiedniego oświetlenia sprawiały, że poruszanie się po stacji po zmroku było wyjątkowo niebezpieczne.
W takich właśnie warunkach na stację przybyli pasażerowie wracający po świętach Bożego Narodzenia. W środku nocy pociąg osobowy z Krakowa wjechał na tor pierwszy przy drugim peronie. Część podróżnych, spieszących się na przesiadkę, kierowała się w stronę peronu pierwszego, gdzie czekał już skład odjeżdżający do Rozwadowa.
Zamieszanie narastało z każdą minutą. Jedni opuszczali wagony, inni jednocześnie próbowali do nich wsiąść od strony dworca. W ciemnościach i ścisku ludzie przepychali się, podnosili głosy, skupieni wyłącznie na zdobyciu miejsca w pociągu. Tego rodzaju chaos był wówczas na kolei zjawiskiem powszednim i rzadko budził czyjąkolwiek reakcję.
Właśnie wtedy doszło do tragicznego błędu. Dyżurny ruchu skierował nadjeżdżający pociąg towarowy na tor drugi przy peronie pierwszym — bezpośrednio pomiędzy dwa stojące składy osobowe. Maszynista, dostrzegłszy w świetle reflektorów ludzi znajdujących się na torach, natychmiast rozpoczął hamowanie, jednak rozpędzonego parowozu nie dało się zatrzymać na czas.
Na miejscu zginęło siedem osób: Czesław Badawik (26 lat), Cecylia Darłak (20 lat), Wanda Łukasiewicz (15 lat), Melania Słowakiewicz (62 lata), Emilia Tenerowicz vel Senerowicz (21 lat), Roman Telega (31 lat) oraz Zbigniew Zydroń (16 lat). Wielu innych pasażerów odniosło ciężkie obrażenia.
Akcja ratunkowa rozpoczęła się niemal natychmiast. Powiatowa Stacja Pogotowia Ratunkowego pod kierownictwem doktora Stefana Bartusia skierowała na dworzec karetki, które kursowały nieprzerwanie między miejscem wypadku a szpitalem powiatowym przy dzisiejszej ulicy Bojanowskiego. Na oddział chirurgiczny trafiło piętnaście osób.
Pomimo intensywnej opieki medycznej i osobistego nadzoru operacji przez kierownika szpitala, doktora Juliana Maja, nie wszystkich udało się uratować. W kolejnych godzinach i dniach zmarli również: Stanisław Cholewa (39 lat), Mieczysław Legiecki (22 lata), Marian Łukasiewicz (37 lat) oraz Roman Paśko (37 lat). Łączny bilans ofiar wzrósł do jedenastu. Katastrofa ta pozostaje największym powojennym dramatem, jaki wydarzył się na terenie Dębicy, ale pamięć o nim z czasem zanikła..
SJ
W tekscie wykorzystano informacje z artykułu Jacka Dymitrowskiego "Zapomniana Tragedia" (Rocznik Muzeum Regionalnego w Dębicy. T. 6 (2021))













Napisz komentarz
Komentarze