Załęski Zakład Karny był najnowszym więzieniem w Polsce. Uruchomiony został zaledwie niecały rok wcześniej, dokładnie 8 grudnia 1980 roku w wybudowanych od podstaw budynkach. Jednocześnie zamknięto pamiętające jeszcze czasy austro-węgierskie więzienie na rzeszowskim zamku. W 1981 roku przebywało tu około 1000 więźniów.
Bunt w Rzeszowie nie był w tamtym okresie niczym nadzwyczajnym. Kilkanaście miesięcy „karnawału Solidarności” - jak później nazywano okres od sierpnia 1980 do grudnia 1981 roku – miał wpływ także na sytuację w więziennictwie. Tylko od stycznia do października 1981 roku - według ówczesnych danych tygodnika „Polityka”- bunty i niepokoje ogarnęły 109 z 146 istniejących zakładów karnych. Brało w nich udział 47 tysięcy z 72 tysięcy osadzonych. Najsłynniejsze wypadki miały miejsce w Kamińsku, gdzie 1200 więźniów opanowało i zniszczyło tamtejszy zakład i w Bydgoszczy, gdzie doszło do ucieczki blisko dwustu aresztantów.
Początek buntu
Atmosfera w załęskim więzieniu gęstniała jeszcze przed wybuchem buntu. 14 listopada więźniowie napisali list do Ministra Sprawiedliwości, niestety prawdopodobnie nie zachował się i jego treści nie znamy. O tym co działo się następnego dnia w Załężu donosił natomiast telefonogram nr 1002/81 przekazany przez zastępcę szefa Okręgowego Zarządu Zakładów Karnych w Rzeszowie majora Adama Milanowskiego do miejscowej Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej, gdzie czytamy:
-„Melduję, że 15.11.1981 grupa 15 skazanych dokonała ucieczki z dwóch pól spacerowych pawilonu 1, przedostała się w rejon kotłowni forsując ogrodzenie wewnętrzne. 11 skazanych mimo interwencji funkcjonariuszy weszło na komin, pozostali ujęci zostali przez funkcjonariuszy. Ci co wydostali się na komin wywiesili flagę narodową i transparent. (…) Prowadzone były rozmowy z osadzonymi na kominie, ale nie dały rezultatu. Skazani żądają przybycia przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości”.
Do ewentualnego tłumienia zamieszek przygotowanych było czterystu więziennych funkcjonariuszy w środku oraz silne odwody Milicji Obywatelskiej na zewnątrz. Protest odbywał się również w pawilonie mieszkalnym. Tam powstał samoistnie sześcioosobowy „komitet protestacyjny”, który później w imieniu więźniów prowadził negocjacje.
Co ciekawe, władze odniosły się do protestu w sposób bardzo wyważony i jak na owe czasy humanitarny. Naczelnik więzienia major Włodzimierz Kroczek w komunikacie nadanym przez radiowęzeł apelował o powstrzymanie emocji i zachęcał do rozmów. Spełniono pierwsze żądania protestujących. Ponieważ padał deszcz, później zaczął sypać pierwszy śnieg, dostarczono im szybko koce, ubrania i gorącą herbatę, rannemu w czasie przedostawania się na komin zapewniono bandaże i lekarstwa.
Buntownicy
Niemal od samego początku na terenie więzienia dziennikarz „Nowin”, nie żyjący już Andrzej Zabierowski, który obiektywnie starał się relacjonować wydarzenia. Pisał na gorąco m.in.:
- „Takiego jednak [protestu - SJ] nie było jeszcze nigdzie w skali całego kraju. Nie myślę w tym momencie o merytorycznych zagadnieniach akcji protestacyjnej więźniów przebywających w Areszcie Śledczym w Załężu k. Rzeszowa. Bulwersował wszystkich sposób jej prowadzenia. Nigdzie bowiem nie odbywała się ona na szczycie 50-metrowego komina”.
Redaktorowi Andrzejowi Zabierowskiemu, udało się, nieoficjalnymi kanałami zebrać informacje o „ludziach z komina”. Większość z nich stanowili recydywiści z dość poważnymi wyrokami, mający wtedy w większości po czterdzieści kilka lat. Dziennikarz opisywał na łamach „Nowin” ich sylwetki:
- „C.R. - odbywa czwarty wyrok, w wymiarze 4 lat pozbawienia wolności za szczególnie zuchwałe włamanie i pobicie. J.C. - także czwarty wyrok. 10 lat za włamanie. M.G. - pierwszy wyrok, 2 lata pozbawienia wolności za pobicie. J.J. - karany po raz piąty. 6 lat pozbawienia wolności za rozbój. M.H. - drugi wyrok. 7 lat za oszustwo. E.K. - trzeci wyrok. 15 lat pozbawienia wolności za rozboje. K.K. - szósty raz w zakładzie karnym. 8 lat za kradzież, zuchwałe włamanie, czynną napaść na funkcjonariusza MO i podpalenie. R.Ł. - szósty wyrok. 8 lat za kradzież, włamanie i rozbój. M.Sz. - trzeci raz odbywa karę 5 lat pozbawienia wolności za włamanie i rozbój. S.Z. - trzeci wyrok. 10 lat za kradzież, włamanie i rozbój. Z.Z. - drugi wyrok. 7 lat za rozbój”.
Recydywiści wchodzili też w skład „komitetu protestacyjnego” działającego w pawilonie mieszkalnym i cieszącego się poparciem pozostałych osadzonych. Z władzami rozmawiali więc: I.J. (ósmy raz karany, łączny wyrok 6,5 roku za włamania), J.H. (trzeci wyrok, 8,5 roku za rozbój), M.S. (czwarty raz karany, łączny wyrok prawie 15 lat za włamanie wartości powyżej pół miliona złotych), S.T. (wyrok ponad 12 lat za „poważną kradzież mienia społecznego”), W.A. (trzeci wyrok, ponad 6 lat za włamanie) i K.M. (trzeci wyrok, 8,6 roku za rozbój).
Buntownicy z komina i ich przedstawiciele z pawilonu mieszkalnego trafili tu niedługo wcześniej, z innych zakładów rozsianych po całej Polsce, m.in. Goleniowa, Wiśnicza, Czarnego, Nowogardu. Wszyscy byli „weteranami” buntów w poprzednich miejscach osadzenia.
Negocjacje
Na czele specjalnej komisji negocjacyjnej stanął przybyły z Warszawy pełnomocnik ministra sprawiedliwości. Już na początku negocjacji doszło do zgrzytów. Więźniowie domagali się, by do stołu negocjacyjnego zaproszeni byli również przedstawiciele regionalnej „Solidarności” oraz duchowieństwa. Władze początkowo nie chciały się na to zgodzić, co zaowocowało kolejnym pismem protestujących do ministerstwa. Ostatecznie mediacji podjął się m.in. ówczesny proboszcz rzeszowskiej Fary ks. Jan Stączek.
W czasie rozmów więźniowie wylewali żale na cały system sprawiedliwości i penitencjarny. Andrzej Zabierowski pisał o postulatach protestujących:
- „Żądano rewizji wszystkich wyroków z lat 1970-81, nowelizacji przepisów kodeksu karnego – ze szczególnym uwzględnieniem art. 60 kk (kwestia recydywy, a co za tym idzie wysokości wymiaru kary), amnestii lub obniżenia kary we wskazanych konkretnie przypadkach, zlikwidowania tak modnych w latach siedemdziesiątych ośrodków przystosowania społecznego dla recydywistów i skorygowania nieprawidłowości występujących w zasadach udzielania warunkowych, przedterminowych zwolnień po odbyciu części kary”.
Jeden z protestujących więźniów mówił w czasie negocjacji:
- „Jeżeli sprawy praworządności w zakładach nie ruszą z miejsca, dalej będą bunty. Nie można sobie bowiem pozwolić, by sędziowie uzasadniając wyroki pisali: „nie ma wprawdzie wystarczających dowodów winy, ale skazany jest recydywistą”. Nie siedzimy tu za przestępstwa, tylko za przeszłość”.
Rzeszowski bunt trwał łącznie cztery doby. Ostatnia, siedmiogodzinna tura negocjacji, miała miejsce 18 listopada. Po godzinie 17. z komina zeszli wszyscy protestujący. Schodzili z galerii komina w glorii chwały w oczach półświatka przestępczego. Ustalenia z jednej strony były bardzo ogólnikowe, z drugiej jednak wyraźnie zadowoliły więźniów, którym chyba najbardziej zależało na wyrażeniu swego niezadowolenia niż załatwieniu konkretnych spraw.
Komisja przyjęła więc wszystkie postulaty do wiadomości, zobowiązując się do ich przedstawienia ministrowi sprawiedliwości „celem uwzględnienia ich przy pracach nad nowelizacją przepisów karnych”. Rzeszowski sędzia penitencjarny miał w ciągu 14 dni dokonać weryfikacji warunkowych zwolnień w stosunku do wszystkich osadzonych w Załężu, by ci, którym należało się warunkowe zwolnienie, skorzystali z niego. Zapewniono też więźniów, że każdy zgłoszony przypadek łamania prawa przez funkcjonariuszy MO i Służby Więziennej zostanie zgłoszony Prokuratorowi Generalnemu, a winni będą ukarani.
Czy ich żądania ostatecznie spełniono? Tego nie wiemy, nie zachowały się na ten temat informacje, wkrótce nastąpiły inne wydarzenia, które przeszły do historii, także rzeszowskiego zakładu. Kilka tygodni później władze wprowadziły Stan Wojenny.13 grudnia 1981 roku, zaraz po północy pod bramę więzienia podjechały pierwsze samochody milicyjne z internowanymi.
Komin na którym w 1981 roku odbywał się protest więźniów już nie istnieje, został rozebrany w maju 2002 roku. Nie był już przydatny po modernizacji kotłowni, groził zresztą zawaleniem. A może i nie był potrzebny jako symbol buntu recydywistów sprzed lat?












Napisz komentarz
Komentarze