Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 27 kwietnia 2024 10:27
Reklama
News will be here

Naddniestrze. Na dawnym pograniczu polsko-tureckim

Raszków to dość duża, licząca 2 tysiące mieszkańców wieś nad Dniestrem na północy Naddniestrza - formalnie części Mołdawii, faktycznie niezależnego, chociaż nieuznawanego przez świat, państwa funkcjonującego dzięki poparciu Rosji. Do II rozbioru w 1793 roku miejscowość leżała na południowo-wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej. Tu znajdowała się ostatnia polska twierdza na granicy z Turcją. Ślady polskości, mimo upływu ponad dwóch stuleci, nadal są tu widoczne.
Naddniestrze. Na dawnym pograniczu polsko-tureckim
Polski cmentarz w Raszkowie

Autor: Szymon Jakubowski

Początki Raszkowa, najstarszej wsi Naddniestrza, sięgają przełomu XIV i XV wieku, gdy tereny te wchodziły w skład Wielkiego Księstwa Litewskiego. Według zapisków z 1402 roku istniała tu twierdza Karawuł (Kalaur) strzegąca granicy ze Złotą Ordą, później Hospodarstwem Mołdawskim, wreszcie  Imperium Osmańskim. Żyli tu obok siebie Polacy, Żydzi, Kozacy, Ormianie, Grecy, Wołosi. W 1617 roku na mocy polsko-tureckiej ugody forteca została zniszczona, by po kilkudziesięciu latach znów zostać odbudowana.

Tu na pal wbijano Azję Tuhajbejowicza

 Raszków rozsławiony został na kartach „Trylogii” Henryka Sienkiewicza. W „Ogniem i mieczem” w pobliskim Czarcim Jarze nad Waładynką, wiedźma Horpyna przetrzymywała uprowadzoną przez Bohuna Helenę Kurcewiczównę i tu zginęła z rąk Rzędziana. W „Panu Wołodyjowskim” Raszków został podstępnie zdobyty i spalony przez Azję Tuhajbowicza. Później w zgliszczach miasteczka okrutnej zemsty na Azji za śmierć ojca oraz zhańbienie siostry i narzeczonej dokonał młody szlachcic Adam Nowowiejski, wbijając Tatara na pal. 

W połowie XVII wieku, w okresie wojen kozackich, Raszków przechodził z rąk do rąk. Był polskim garnizonem wojskowym, później własnością Ruksandy, wdowy po synu Bohdana Chmielnickiego – Timofieju, wreszcie znów w rękach polskich magnatów: Zamoyskich i Koniecpolskich. W latach 1673-1699 należał do państwa osmańskiego. Po pokoju karłowickim kończącym wojny polsko-tureckie powrócił do Rzeczypospolitej. Rozległe tutejsze dobra przejął starosta sandomierski Jerzy Aleksander Lubomirski, wnuk Jerzego Sebastiana - właściciela m.in. Rzeszowa, Przeworska, Jarosławia, Przeworska i Łańcuta. 

Po II rozbiorze Polski w 1793 roku, północne Naddniestrze weszło w skład Rosji. W XVIII i XIX wieku Raszków był sporym miasteczkiem, w szczytowym momencie liczba mieszkańców sięgała nawet 10 tysięcy, w tym około trzech tysięcy Żydów. W okolicy znajdować się miało siedem cerkwi, kościół katolicki, trzy bożnice żydowskie,, tartak, browar, kilkadziesiąt sklepów.

Po Rewolucji Październikowej i zwycięskiej dla bolszewików wojnie domowej Raszków stał się częścią Mołdawskiej Autonomicznej Republiki Radzieckiej wchodzącej w skład sowieckiej Ukrainy. W czasie II wojny okupowany był przez wojska niemieckie i rumuńskie, liczni Żydzi z okolicy zostali rozstrzelani lub - jak głoszą lokalne przekazy – potopieni w Dniestrze. Gdy rozpadał się Związek Radziecki, zaś Mołdawia ogłaszała niepodległość, w 1990 roku, miejscowa rada wiejska opowiedziała się za przynależnością do prorosyjskiego Naddniestrza. 

Dzisiejszy Raszków nie odróżnia się wiele od innych podobnych wsi w Naddniestrzu. Charakterystyczna architektura z elementami ukraińskimi i mołdawskimi, kilka sklepów, dom kultury, przychodnia zdrowia (wyremontowana niedawno z funduszy polskiego MSZ), pomnik i ulica Lenina. W centrum wsi świątynie: rzymsko-katolicki kościół św. Kajetana, zbudowana w 1779 roku prawosławna cerkiew Świętej Trójcy, ruiny osiemnastowiecznej cerkwi Pokrowskiej (wstawienniczej) i synagogi. 

„Wołodyjowski”

W bezpośrednim sąsiedztwie ruin cerkwi Pokrowskiej, kilkadziesiąt metrów od brzegu Dniestru, funkcjonuje powstały kilka lat temu Dom Polski „Wołodyjowski”. Na potrzebę powstania takiego miejsca zwracali uwagę polscy turyści. Z ich składek działające w stolicy Naddniestrza Tyraspolu Towarzystwo  Polskiej Kultury „Jasna Góra” zakupiło i zaadaptowało jedno z tutejszych gospodarstw.

- Chodziło o to, żeby ludzie z Polski przyjeżdżający tu w poszukiwaniu śladów polskości mieli się gdzie zatrzymać, by było miejsce na organizację rozmaitych uroczystości patriotycznych, by tętniło ono polskim życiem - mówi Natalia Krzyżanowska-Siniawska, prezeska towarzystwa.

Pochodząca z Raszkowa Natalia Krzyżanowska-Sieniawska odkryła swoje polskie korzenie w okresie burzliwych przemian ustrojowych. Z zawodu jest pielęgniarką, na co dzień mieszka i pracuje w odległym 160 kilometrów Tyraspolu. Jej rodzice Galina i Stefan Kryżanowscy słabo niestety już mówią po polsku. Ona zaczęła chodzić do otwartego po dziesięcioleciach miejscowego kościoła katolickiego i tu zdała sobie sprawę kim jest. Ogromne znaczenie miał jej pierwszy pobyt w Polsce w latach 90. XX wieku. Włączyła się w działalność powstałego w 2004 roku towarzystwa  „Jasna Góra”, 15 lat temu została jego prezeską. Dzisiaj jest niekwestionowaną liderką polskiej społeczności w Naddniestrzu.

Dom „Wołodyjowski” to typowe dla tych okolic gospodarstwo u stóp góry Czerwionka: kilka budynków mieszkalnych i gospodarczych, charakterystyczny kamienny dziedziniec, miejsce do organizacji plenerowych imprez i wystaw. Formalnie nie jest jeszcze otwarty, chociaż już tętni życiem. Przed miejscowymi Polakami jeszcze dużo pracy, cześć pomieszczeń wymaga gruntownego remontu. Szefowa „Jasnej Góry” podkreśla: - Zanim nastąpi oficjalne otwarcie wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Ten dom to przecież twarz Polski, wizytówka naszej ojczyzny. 

Co prawda niewielu mieszkańców Raszkowa i okolic posługuje się na co dzień językiem przodków, ale o ich korzeniach przypominają swojsko brzmiące nazwiska: Jaworscy, Kowalscy, Krzyżanowscy, Skrylscy, Kastrońscy, Mogilowscy, Rudniccy. Polski rodowód ma szef miejscowego Sielsowieta (rady wiejskiej) Oleg Bierszadzki. Według oficjalnych danych 60 procent ludności wsi to Ukraińcy, 35 procent Mołdawianie. Ale te statystyki nie uwzględniają specyfiki tego wieloetnicznego i wielokulturowego przez wieki regionu, gdzie wyznacznikiem narodowości był obrządek religijny. Gdy w okresie międzywojennym władze radzieckie zamknęły tutejszy kościół katolicki wielu miejscowych Polaków siłą rzeczy zaczęło chrzcić dzieci w cerkwi. A prawosławnym z automatu przypisywano narodowość rosyjską lub ukraińską. Powolny powrót do korzeni zaczął się po upadku ZSRR. Stosunkowo największa, zwarta społeczność polska, zachowała się w odległej o kilka kilometrów Słobodzie - Raszkowie. Tam według oficjalnych danych z 2012 roku na ośmiuset mieszkańców niemal połowa deklarowała polską narodowość.

Zauważalnym świadectwem wielowiekowej obecności Polaków w Raszkowie jest miejscowy cmentarz katolicki, założony prawdopodobnie w początkach XVIII wieku, gdzie najstarsze zachowane nagrobki pochodzą z przełomu XIX i XX wieku. Pierwsze prace przy zaniedbanej nekropolii, jakie zaczęły się z oddolnej inicjatywy na początku XXI wieku, skonsolidowały miejscowych Polaków. Dużym wysiłkiem zaczęto porządkować rozległy teren, odnawiać zabytkowe nagrobki i krzyże. Wiele z nich było w bardzo złym stanie. Biorący udział w pracach ojciec Natalii - Stanisław Krzyżanowski wspominał, że w czasie wyrównywania terenu często natrafiał na zakopane w ziemi tablice i fragmenty grobowców - efekty eksplozji bomby jaka spadła na cmentarz w czasie II wojny światowej. 

Renowacją cmentarza w Raszkowie udało się zainteresować polskie władze. Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu oraz Fundacja „Pomoc Polakom na Wschodzie partycypują w kosztach. Wkrótce ma zacząć się inwentaryzacja zachowanych grobów. Prac porządkowych doczekał się również teren cmentarza (niestety zachowała się tylko jedna płyta nagrobna) w leżącej na południe od Raszkowa dawnej osadzie Jahorlik, gdzie do II rozbioru Polski przebiegała polsko-turecka linia graniczna. Ponoć jeszcze w XIX wieku można było tam natrafić na stary słup graniczny z „napisem „1702. Koniec Polski”. Niedługo stanie tam pamiątkowa tablica.

Kościół, który ocalał dzięki… delegacji z PRL

Nad wsią góruje XVIII-wieczny kościół św. Kajetana, najstarsza świątynia katolicka w Naddniestrzu i Mołdawii. Ufundowana została z 1649 roku przez Józefa Lubomirskiego początkowo z przeznaczeniem na obrządek ormiańsko-katolicki, faktycznie wybudowana około 1786 roku, zaś poświęcona przez 5 lat później przez biskupa lwowskiego arcybiskupa ormiańsko-katolickiego Jakuba Waleriana Tumanowicza. Z 1853 roku pochodzi informacja, że kościół był już obrządku rzymsko-katolickiego. 

W okresie międzywojennym, zanim zaczęły się represje, parafia raszkowska obejmująca około trzydziestu sąsiednich wiosek, liczyła 1150 osób. W 1932 roku kościół odebrano wiernym i przerobiono na magazyny. Przez kolejne dziesięciolecia świątynia niszczała, pojawiały się nawet plany, by ją rozebrać. Uratowana została dzięki szczęśliwemu przypadkowi. Według miejscowych relacji, w latach 70. XX wieku pojawiła się w Raszkowie delegacja polskich dziennikarzy podróżujących po Związku Radzieckim. Udało im się ponoć przekonać lokalnych notabli, że jednak jest to zabytek i to związany z historią „bratniego” narodu polskiego, więc powinien zostać zachowany. Przywrócenie mu roli sakralnej w tamtym czasie nie wchodziło oczywiście w grę, ale w latach osiemdziesiątych władze radzieckie przeprowadziły gruntowny remont budynku pod pretekstem, że może tu w przyszłości powstać jakaś galeria sztuki czy nawet… muzeum ateizmu (takie placówki powszechnie lokowano w dawnych kościołach i cerkwiach).

Ani galeria, ani ateistyczne muzeum ostatecznie nie znalazły tu miejsca, ale w międzyczasie inaczej zaczęły wiać wiatry historii. Wraz z postępującym rozkładem Związku Radzieckiego powracały swobody religijne, o kościół w Raszkowie upomniała się garstka mieszkających tu jeszcze katolików. Obecnie proboszczem parafii jest urodzony w pobliskiej Słobodzie-Raszków ks. Rusłan Pogrebnyj. Świetnie mówi po polsku, ma za sobą dziesięcioletnie studia w seminariach duchownych w Polsce. 

- Życie religijne u nas zaczęło się odradzać około 1989 roku. Na niedzielne msze dojeżdżał ksiądz z parafii w Słobodzie-Raszkowie. Najpierw zaczęły przychodzić okoliczne dzieci na zajęcia śpiewu i katechezy. Ze starszych parafian początkowo były tu jedynie trzy małżeństwa, pamiętające przedwojenny kościół. Ich wiara zachowała się głównie w szczątkowych wspomnieniach z dzieciństwa, związanych przede wszystkim z najważniejszymi świętami czy polskimi pieśniami religijnymi  - wspomina ksiądz Pogrebnyj.

Msze w Raszkowie odbywają się obecnie w sali katechetycznej. W samym kościele od roku trwa generalny remont, prace idą dość powoli, gdyż wykonuje je zaledwie dwóch robotników, ich postęp uzależniony jest też w dużej mierze od środków napływających z Polski, zwłaszcza z resortu kultury.

Dzisiaj parafia w Raszkowie liczy około 40 wiernych, przynależy do diecezji rzymsko-katolickiej w Kiszyniowie. Podlega pod nią kaplica w stolicy rejonu (województwa) - Kamionce. W Naddniestrzu katolickie parafie istnieją jeszcze w Tyraspolu, Benderach, Słobodzie-Raszkowie i Rybnicy, we wszystkich pracują duchowni ze Zgromadzenia Księży Najświętszego Serca Jezusowego (sercanie). Wokół kościołów w dużej mierze toczy się życie osób przyznających się do polskości W tym specyficznym regionie, gdzie obok siebie sąsiadują relikty ZSRR i odradzające się po upadku komunizmu obiekty sakralne, wyznanie jest jednocześnie najczęściej wyznacznikiem narodowości. Tak jak dawniej na wieloetnicznych Kresach.

Powrót do korzeni

Według danych miejscowego urzędu statystycznego z 2012 roku narodowość polską deklarowało w Naddniestrzu 1500 osób, w kolejnych latach, wraz z rosnącą popularnością i możliwościami wyjazdu do Polski liczba ta zmalała do 900. Karta Polaka otwiera możliwości wyjazdu do kraju przodków, więc wiele osób z tego korzysta. Ale pozorne zmniejszenie się liczby deklarujących polskie korzenie to tylko sucha staystyka. Rządowe media naddniestrzańskie szacują, że w republice żyje w rzeczywistości co najmniej 6 tysięcy etnicznych Polaków. Ich główne skupiska to Raszków, Słoboda-Raszków, Rybnica, Tyraspol i kilka innych miejscowości na północy republiki. 

Sytuację naszych rodaków komplikują niestety kwestie polityczne. Polska nie uznaje niezależności Naddniestrza, traktując je jako cześć Mołdawii, ale ambasada w Kiszyniowie praktycznie nie ma tu możliwości działania. Towarzystwo „Jasna Góra” zarejestrowane jest oficjalnie przez administrację w Tyraspolu, ale według prawa mołdawskiego nie istnieje. Więc i formy pomocy dla miejscowych Polaków są ograniczone i niewystarczające. Aczkolwiek zdarzają się tu wizyty polskich oficjeli, bywa tu sporadycznie ambasador Polski w Kiszyniowie, w 2018 roku nieoficjalnie gościła delegacja Kancelarii Prezydenta RP, co odnotowano nawet zostało przez naddniestrzańskie media. Ale tlący się wciąż konflikt między Tyraspolem a Kiszyniowem sprawia, że utrudniony jest tu chociażby przyjazd wolontariuszy i nauczycieli języka polskiego. Pozwolenie na pracę wydawane przez administrację naddniestrzańską nie jest bowiem uznawane przez władze mołdawskie.  

Mimo rozmaitych trudności, w  stolicy Naddniestrza - Tyraspolu od lat prężnie funkcjonuje Centrum Polskiej Kultury zorganizowane przez towarzystwo „Jasna Góra”.  W 200-metrowym lokalu niedaleko od centrum miasta, toczy się intensywne życie kulturalne. Odbywają się zajęcia taneczne, śpiewu, nauka języka polskiego z której korzysta obecnie około 80 osób. Organizowane jest dokarmianie dzieci z uboższych rodzin. Tylko w Tyraspolu i odległych około 15 kilometrów Benderach do Towarzystwa Polskiej Kultury „Jasna Góra” należy 450 dorosłych osób, do tego dochodzi spora grupa dzieci i młodzieży.

- Gołym okiem widać, że zainteresowanie Polską rośnie. Coraz więcej osób uczy się polskiego, interesuje możliwością uzyskania Karty Polaka. Polska stała się dla miejscowych również atrakcyjnym celem wyjazdów do pracy i nauki - dodaje Natalia Krzyżanowska-Siniawska. Cieszy się, że również los naddniestrzańskich Polaków nie jest obojętny w kraju przodków. Coraz częściej przyjeżdżają  tu rodacy chcący poznać historię  tych najdalszych, zapomnianych Kresów, odnaleźć tu ślady polskości. I tych z czasów opisywanych przez Henryka Sienkiewicza i tych współczesnych. 

Tekst ukazał się w dzienniku "Nowiny" w listopadzie 2021 roku

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
News will be here
Reklama