Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 29 marca 2024 14:55
Reklama

Jak władza ludowa wysadziła w powietrze... pomnik Armii Czerwonej

Jak władza ludowa wysadziła w powietrze... pomnik Armii Czerwonej

W połowie lat 70. XX wieku łemkowscy mieszkańcy Zyndranowej w Beskidzie Niskim postanowili zbudować społecznie pomnik upamiętniający żołnierzy radzieckich i czechosłowackich poległych w bitwie dukielskiej. Niespodziewanie inicjatywie – ideologicznie pasującej przecież do tamtych czasów – sprzeciwili się lokalni notable. Doszło do kuriozalnej sytuacji, gdy żołnierze ludowego wojska zostali zmuszeni do wysadzenia w powietrze pomnika Armii Czerwonej.

Zyndranowa, jedna z podkarpackich wiosek „na końcu świata”. Zagubiona w dolinie potoku Panna na terenie Beskidu Niskiego w pobliżu granicy polsko-słowackiej i dawnego przejścia granicznego w Barwinku na Przełęczy Dukielskiej. Części turystów znana jest ze studenckiej chatki (bazy namiotowej) SKPB z Rzeszowa, ale przede wszystkim z Muzeum Kultury Łemkowskiej, którego twórcą jest Teodor Gocz – tutejszy Łemko.

Niepokorny Łemko

Urodzony w 1929 roku Teodor Gocz, swoje życie związał z tą miejscowością. W wieku niespełna 18 lat – w ramach Akcji Wisła, został aresztowany i skazany na 8 lat więzienia (zwolniono go po niespełna 5). Potem wcielony do wojska, służył – jako element niepewny – w batalionach górniczych. Najbliższa rodzina wyemigrowała do Kanady, a on szukał swojego miejsca to w Zyndranowej, to wśród rodziny wysiedlonej na tzw. „Ziemie Odzyskane”.

W związku ze swoim pochodzeniem i misją zachowania w pamięci historii i lokalnych tradycji łemkowskich, wielokrotnie szykanowany przez władze administracyjne. Ostatecznie (początkiem lat 60-ych XX wieku) osiedlił się na stałe w Zyndranowej (zainteresowanych szczegółami tej ciekawej biografii, odsyłam do jego wspomnień „Życie Łemka”).

Teodor, mieszkając w Zyndranowej zajmował się m.in. organizacją życia kulturalnego Łemkowszczyzny oraz gromadzeniem różnych regionalnych pamiątek, dotyczących głównie mieszkającej tam przez wieki ludności rusińskiej. Przechowywał je początkowo w zamieszkiwanej przez siebie łemkowskiej chacie i zabudowaniach gospodarczych. W 1968 roku, po przeprowadzce do nowego domu, w starej drewnianej chyży zorganizował „Izbę Pamięci”, gdzie wystawił zbierane przez lata pamiątki. Na eksponaty związane z najnowszą historią tych okolic, czyli bitwą o Przełęcz Dukielską z jesieni 1944 roku gdzie walczyły jednostki Armii Czerwonej i Korpusu Czechosłowackiego gen. Ludwika Svobody, przeznaczył zaś stodołę.

Upamiętnić poległych

Początkiem lat siedemdziesiątych XX. wieku, ktoś wpadł na pomysł, by uczcić pamięć żołnierzy, którzy oddali swoje życie za wyzwolenie tych ziem spod niemieckiej okupacji. Postanowiono wybudować pomnik ku chwale Armii Czerwonej. Teodor ofiarował miejsce, znajdujące się przed Izbą Pamięci. Niektórych może to dziwić, gdyż pomniki takie stawiano raczej z inicjatywy władz, a nie prywatnych osób. Warto tu tylko zaznaczyć, że ludność Łemkowszczyzny była od lat nastawiona zasadniczo prorosyjsko. Źródeł takich zachowań, należałoby pewnie szukać bardzo głęboko, ale głównie w połowie XIX wieku, gdy tworzyła się tzw. orientacja staroruska, a cesarstwo moskiewskie propagowało wśród słowiańskich narodów ideę panslawizmu.

Jak pisze Antoni Kroh w swoim artykule: – Zarówno w pierwszej, jak i w drugiej wojnie światowej Łemkowie serdecznie witali rosyjskich żołnierzy, gościli ich, oddawali rozmaite usługi, wstępowali do rosyjskiego wojska na ochotnika. Tej tradycji nie należy oceniać powierzchownie, wyłącznie z polskiego punktu widzenia.

W 1974 roku, z okazji 30-lecia bitwy zaczęto budować pomnik, mając tylko ogólny jego zamysł i koncepcję upamiętnienia poległych żołnierzy radzieckich i czechosłowackich. Żeby pamięć o ofierze krwi przetrwała dłużej niż świadomość jednego pokolenia. (…) Od początku było wiadomo, że do postawienia obelisku wykorzystane zostaną eksponaty zebrane z pola bitwy. Na tablicach w trzech językach (polskim, rosyjskim, słowackim), które zostały wykute dzięki wsparciu Muzeum Wojennego w Svidníku na Słowacji (wówczas jeszcze Czechosłowacji) widniał napis: Wieczna sława poległym żołnierzom Armii Radzieckiej. Łemkowie.

Pomnik powstawał powoli – brakowało środków finansowych czy materiałów budowlanych. Przesuwano termin jego oddania, aż po wielu miesiącach trudów, zmian koncepcyjnych, zmagań ze wspomnianymi niedogodnościami, zaplanowano uroczystość odsłonięcia na dzień 6 października 1976 roku. Była to rocznica wyzwolenia Zyndranowej w 1944 roku. Zaproszenia porozsyłano do różnych władz (od gminnych przez powiatowe po wojewódzkie) i instytucji m.in. Muzeum Braterstwa Broni w Dukli czy Muzeum Wojennego w Svidníku. Otrzymali je także kombatanci.

Oto treść jednego z nich: – My, Łemkowie, Rada Łemkowskiego Muzeum Regionalnego i Koło Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej w Zyndranowej woj. Krosno uprzejmie zapraszamy Was na uroczyste odsłonięcie pomnika pamięci i sławy żołnierzom Armii Czerwonej i 1 Czechosłowackiego Armijnego Korpusu, poległym w ciężkich bojach w Karpacko-Dukielskiej Operacji w jesieni 1944 r. W treści zaproszenia do Muzeum Wojennego w Svidníku, pojawia się nazwa pomnika jako Pomnik Wdzięczności poległym żołnierzom radzieckim i czechosłowackim z prośbą o jego zarejestrowanie w ewidencjach miejsc pamięci.

Władza mówi „nie”

O ile jednak ponad 2 letnia budowa pomnika, powstającego przy głównej drodze przez Zyndranową, nie została jakoś specjalnie zauważona – mimo że prawie codziennie przejeżdżali tamtędy żołnierze Wojsk Ochrony Pogranicza, a po sąsiedzku mieszkał lokalny milicjant – to po rozesłaniu zaproszeń, władza gwałtownie zajęła się tematem. Niestety nie tak, jak życzyli sobie inicjatorzy przedsięwzięcia…

Można spróbować sobie wyobrazić, jakiego ćwieka zabił gospodarzom nowego województwa ten samorodek. Całkowicie spontaniczny, z nikim nie uzgodniony hołd Armii Radzieckiej – czy kto kiedy słyszał w Polsce o czymś takim? Co się za tym kryje, komu to służy? I ten podpis na tablicy: «Łemkowie». Łemkowie – czyli kto? Przecież Łemków oficjalnie nie było. (Kroh)

Wg niektórych przyczyną tego „zainteresowania” była też plotka, która pojawiła się w Urzędzie Wojewódzkim w Krośnie, jakoby w Zyndranowej budowano pomnik przez Ukraińców ku czci Ukraińców (a może nawet UPA!). Plotka-plotką, ale wystarczyło przecież podjechać i sprawdzić. Jednak… Zyndranowa to przecież „wioska na końcu świata”, a akta i opinia o Goczu mówiły swoje. Tak więc nie sprawdzając informacji na miejscu, zabrano się do intensywnych działań…

Przeciwko samemu pomnikowi i jego inicjatorowi Teodorowi Goczowi wytoczono „ciężkie” argumenty, zaprzągając w tej sprawie liczne instytucje i urzędy administracji. Sprawą zajęły się różne wydziały Urzędu Wojewódzkiego w Krośnie, a także Prokuratura Rejonowa w Krośnie. Milicja, [dzień przed planowaną uroczystością] ogrodziła obelisk, tworząc bezwiednie taką oto kompozycję przestrzenną: pięcioramienna gwiazda, niżej tablica WIECZNA SŁAWA POLEGŁYM ŻOŁNIERZOM, pod nią napis: UWAGA NIEWYPAŁY! (Kroh)

Naczelnik Miasta i Gminy Dukla wydał 4.X.1976 decyzję nakazującą„(…)natychmiastową rozbiórkę obiektu budowlanego (…) [gdyż] roboty budowlane z wyjątkiem rozbiórek można rozpocząć jedynie po uzyskaniu pozwolenia na budowę. (…) Decyzji niniejszej nadaje się rygor natychmiastowej wykonalności.

Ponieważ autorzy pomnika nie podporządkowali się tej decyzji i wnieśli odwołanie, już 4 dni później wydano nową, w której czytamy: „(…) W związku ze stwierdzeniem, iż przedmiotowy obiekt [pomnik] został wybudowany z elementów kamiennych i niewypałów (pocisków i granatów), które stanowią zagrożenie dla życia i bezpieczeństwa (…) wykonanie zastępcze rozbiórki dokona specjalna jednostka wojskowa Bieszczadzkiej Brygady Wojsk Ochrony Pogranicza w Przemyślu.”

Wartym zacytowania jest „Protokół oceny wartości artystycznej i architektonicznej pomnika w Zyndranowej z dnia 5 X 1976 r.”

Komisja Artystyczna Wydziału Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego z dnia 5 X 1976 r.

  1. Magister Jerzy Maraj – prezes Związku Polskich Artystów Plastyków, Oddział Wojewódzki w Krośnie
  2. Magister inżynier – Janina Kiper – przedstawiciel wojewódzkiej Dyrekcji Rozbudowy Miast i Osiedli Wiejskich w Krośnie
  3. Magister inżynier – architekt Adam Łyszczek – Plastyk Wojewódzki w Krośnie

stwierdziła, że wykonany pomnik mający symbolizować przyjaźń polsko-radziecką pod względem plastycznym i architektonicznym nie spełnia wymogów zaniżonych kryteriów artystycznych. Kompozycja pomnika oraz użyte materiały stanowią zlepek przypadkowych elementów i pod względem formalnym nie stanowią wypowiedzi plastycznej.

Pomnik nie stanowi powiązania z otoczeniem i przeszkadza w odbiorze krajobrazu. (…)

Komisja wnioskuje o rozbiorze (…).

Treść tego protokołu trafnie podsumował Antoni Kroh: Cytowany dokument ma znaczenie historyczne – oto bodaj po raz pierwszy w dziejach PRL oficjalnie stwierdzono, że pomnik ku czci Armii Radzieckiej ze względu na swoją formę plastyczną może nie być powiązany z otoczeniem i przeszkadzać w odbiorze krajobrazu.” Warto dodać, że analogiczne argumenty były wielokrotnie podnoszone w latach 90-ych przy akcji usuwaniu pomników Armii Czerwonej w różnych miejscach Polski.

Decyzja: wysadzić!

 Kolejna Komisja, zebrana 13 X 1976 r, w skład której wchodzili m.in. przedstawiciele Urzędu Wojewódzkiego w Krośnie, Urzędu Miasta i Gminy Dukla, inspektor budowlany, specjalista ds. architektury i urbanistyki, przedstawiciele wojska i milicji obywatelskiej stwierdziła:

(…) Z uwagi na wbudowane w trzon pomnika niewypały, a mianowicie w ilości 100 sztuk jak pociski moździerzowe, artyleryjskie i granaty F-1, które zagrażają bezpośrednio życiu ludzkiemu i mieniu, rozbiórka obiektu może być dokonana tylko i wyłącznie przez jednostkę specjalistyczną (saperów) (…). Zabezpieczenie obiektu przed wysadzeniem powinno być dokonane po uprzednim wykonaniu parkanu ochronnego (…).

Odwołania twórców pomnika nie przyniosły żadnych rezultatów. Tłumaczyli, że argumenty o obecności w pomniku niewypałów i niewybuchów są chybione – wśród budowniczych pomnika znalazł się były saper, który sprawdzał każdy element składowy. Władzom odpisano m.in.: – Wszystkie artyleryjskie eksponaty – żelastwo po pociskach artyleryjskich i moździerzowych (…) były bez wyjątku rozbrojone, bez zapalników i w środku puste (…). Wszelkie stwierdzenia nawet wojskowych specjalistów – o tym, że w pomniku zabudowane były niewypały, co stwarzało zagrożenie i stanowiło niebezpieczeństwo dla otoczenia, są niezgodne z prawdą, a w wypadku wojskowych – dyskredytują tychże specjalistów nie tylko jako fachowców w tej dziedzinie techniki, ale również ich moralność, uczciwość i rzetelność nie tylko zawodową, ale przede wszystkim pod względem osobistych cech charakteru.

Gocz napisał też list do KC PZPR (Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej), w którym wyjaśniał: W 30 rocznicę bojów o Przełęcz Dukielską i zwycięstwa nad faszyzmem, z inicjatywy Łemków, Rady Muzealnej i wiejskiego koła TPPR w Zyndranowej zbudowano społecznym wysiłkiem pomnik, by uczcić pamięć i oddać hołd poległym na Dukielszczyźnie żołnierzom Armii Czerwonej i Korpusu Czechosłowackiego. (…) Ogólny kształt pomnika i jego detale powstawały twórczo w trakcie budowy, ponieważ nie było projektu i dlatego tak długo my wieśniacy budowaliśmy ten pomnik, żeby był ładny. (…) Uprzejmie więc proszę najwyższe władze partyjne Ojczyzny o pomoc, by nie zniszczono pomnika.

Interweniowano także w ambasadzie ZSRR w Warszawie. Urzędnik podobno odpowiedział, że ambasada nie może się mieszać w wewnętrzne sprawy Polski, która jest jak wiadomo państwem suwerennym (…) –  (Kroh – podkreślenie moje)

Urzędowa machina poszła w ruch i zaczęła się sama nakręcać. I nikt nie mógł (lub nie chciał) jej zatrzymać. Ilość pism, wezwań, protokołów, decyzji w tej sprawie rosła z dnia na dzień. Nowa władza (województwo krośnieńskie powstało w wyniku reformy administracyjnej 1 czerwca 1975 roku) różnych szczebli chciała się koniecznie czymś wykazać. Na nic zdały się nieliczne głosy rozsądku o zbytnim rozdmuchaniu problemu czy niestosowności działań (w końcu to pomnik ku czci bratniej Armii Czerwonej, zainicjowało go TPPR – Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Radzieckiej…).

Pomnik Armii Czerwonej legł w gruzach

1 grudnia 1976, do Zyndranowej przybyli w końcu saperzy z Dębicy. Założyli materiał wybuchowy wokół monumentu (ale wbrew zaleceniom nie zrobili parkanu ochronnego), ewakuowali ludność z sąsiednich domostw i… wysadzili pomnik w powietrze. Użyli do tego celu ponoć ok. 25 kg trotylu. Ilość, przez fachowców uznana za znacznie przesadzoną. Siła wybuchu była tak wielka, że „przy okazji” uszkodziła linię energetyczną oraz domy znajdujące się w sąsiedztwie: (…) wnętrze nowego domu Goczów wyglądało jak po nalocie, wybite szyby, popękane ściany, sypiący się tynk, szkło. A po pomniku został wielki lej i kupa gruzów…

Ciekawą przeszłość mają prezentowane tu zdjęcia z wysadzenia pomnika. Przekazał je Teodorowi Goczowi na przełomie wieków (czyli dopiero ok. 25 lat po zdarzeniu!) jeden z byłych żołnierzy dębickich saperów – Stanisław Gazda, wraz z listem w którym wyjaśnia ich historię: (…) przesyłam posiadane zdjęcia i negatywy. Nie są one wysokiej klasy, gdyż robił je żołnierz – fotograf amator. (…) Nie brałem udziału w minowaniu pomnika, ani nie fotografowałem. Byłem kierownikiem kancelarii tajnej i mnie właśnie dowódca jednostki przekazał do zniszczenia te materiały podczas dorocznej selekcji dokumentów. Znając historię minowania pomnika od bezpośredniego minera st. chor. sztab. Kopcia ubolewałem nad tym, że zniszczono owoc ciężkiej ludzkiej pracy, stanowiący element kultury. Dlatego nie wykonałem polecenia zniszczenia tych zdjęć. Wierzyłem, że przyjdzie czas kiedy będą one świadectwem ludzkiej bezmyślności i nieliczenia się z drugim człowiekiem.

Przy okazji likwidacji pomnika, skonfiskowano z Muzeum większość kolekcjonowanych przez lata pamiątek militarnych (także fragmenty umundurowania, czy różne dokumenty). Oprócz ponowienia stwierdzeń o ryzyku ich przechowywania i niebezpieczeństwie (sic!), dodano argument, że jest to własność społeczna i jako taka, powinna być dostępna dla wszystkich w szkolnych izbach pamięci… Argument, który pewnie by i przekonał Gocza, ale… wszystko potem wylądowało nie w szkołach, ale na składowiskach złomu…

To jednak nie koniec tej sprawy. Władze administracyjne, nie chcąc się przyznać do błędów, brnęły dalej. Przeciwko Goczowi toczyło się kilka postępowań administracyjnych i sądowych. Ich skutki to m.in. nakaz zapłacenia kosztów rozbiórki pomnika dokonanej przez saperów, posądzenie o zabór mienia społecznego na rzecz pomnika (wyrok: pokrycie kosztów, prace społeczne); posądzenie o wyłudzenie odszkodowania od PZU za zniszczony dom…

Kto niszczy pomniki?

Niestety dla władz, sprawa zaczęła odbijać się echem za granicą. Kombatanci ze Związku Radzieckiego i Czechosłowacji żądali wyjaśnień co do sprawy wysadzenia pomnika wybudowanego ku czci ich poległych towarzyszy broni. Należało więc sprawę wyciszyć. I tak też się stało. W połowie 1977 roku, wydano kilka decyzji, umarzających niezapłacone przez Gocza, a zasądzone wcześniej należności na rzecz Skarbu Państwa.

Gocz wrócił do tematu w grudniu 1981 roku. W okresie tzw. pierwszej Solidarności, na fali licznych dewastacji pomników żołnierzy radzieckich, na które zarówno władze jak i ambasada radziecka (która widocznie zmieniła zdanie na temat suwerenności Polski…) zawsze reagowały z wielkim oburzeniem, zrzucając winę na „Solidarność”, napisał list do gen. Wojciecha Jaruzelskiego: Boli nas fakt obecnego zbeszczeszczania pomników wdzięczności dla Armii Radzieckiej dokonywany przez rzekomo nieznanych sprawców, ale bardziej bolesnym jest fakt, że zniszczenia pomnika (…) dokonali młodzi żołnierze LWP (…). Wydarzenie to uważam za zamaskowaną antyradziecką i antysocjalistyczną akcję decydujących o tym ludzi sprawujących władzę w okresie gierkowskim…. Odważne i mocne słowa. I pewnie po raz kolejny nasz bohater odczułby na własnej skórze konsekwencje takich stwierdzeń, ale… wysłany pocztą list, nosi datę 6 grudnia 1981 r. Do stolicy doszedł pewnie kilka dni później, jednak generał miał wtedy inne sprawy na głowie. 13 grudnia wprowadzono przecież stan wojenny.

Po przemianach ustrojowych 1989 roku, już w 1991 roku, w wyniku starań organizacji łemkowskich, Prokurator Generalny uchylił postanowienia krośnieńskiej prokuratury z lat 1976 i 1977. W połowie lat 90-ych XX w., w Zyndranowej pojawili się oficerowie Wojska Polskiego, m.in. z jednostki saperów z Dębicy z przeprosinami. Nastąpiła więc oczekiwana rehabilitacja. Zarówno urzędowa, jak i moralna.

Choć nie do końca… Obiecana przez urzędy i wojskowych pomoc przy odbudowie pomnika niestety nie doczekała się urzeczywistnienia. A pomnik…, w zmienionej formie został ponownie wybudowany, i tak jak poprzednio własnymi siłami i środkami Teodora Gocza i mieszkańców Zyndranowej… I pewnie jest pierwszym, jeśli nie jedynym powstałym za czasów Trzeciej Rzeczypospolitej monumentem ku czci Armii Radzieckiej…

Andrzej Wesół

Źródła wykorzystane:

Bata Artur, Wojna o pomnik, Krosno 2002,

Gocz Teodor, Życie Łemka, Zyndranowa – Krosno 2007,

Kroh Antoni, Kto wydaje zezwolenie na miłość do Armii Radzieckiej?, [w:] Płaj, Almanach Karpacki, nr 19 (jesień 1999), s.149-157.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Jerzy 29.08.2018 18:55
Teraz pomniki niszczy sie masowo

antyłemko 29.04.2021 21:11
pomniki okupantów i morderców, tak trzymać

Reklama