Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 19 marca 2024 07:30
Reklama

Podkarpackie korzenie Aleksandra Ładosia - twórcy "Grupy Berneńskiej"

Podkarpackie korzenie Aleksandra Ładosia - twórcy "Grupy Berneńskiej"
Aleksander Ładoś z Ignacym Paderewskim w 1940 roku.

Autor: NAC

W czasie II wojny światowej kierując polską placówką dyplomatyczną w Szwajcarii pomógł polskim żołnierzom ujść przed niemiecką niewolą, zaś współtworząc słynną „Grupę Berneńską” ocalił setki, a może i tysiące Żydów od niechybnej śmierci w komorach gazowych.

Do niedawna Aleksander Ładoś był postacią mało znaną, niedocenianą i niemal zapomnianą. A przecież jego działalność dyplomatyczna zarówno w okresie międzywojennym, jak i w czasie wojny miała ogromne znaczenie. Głośniej o ambasadorze zrobiło się w 2017 roku, gdy ujawnione zostały dokumenty związane z „Grupą Berneńską” (szerzej pisaliśmy o tym w nr 9-10/2018 „Podkarpackiej Historii”).  Ale wciąż mało znany jest fakt mocnych rodzinnych związków Ładosia z dzisiejszym Podkarpaciem, a zwłaszcza podrzeszowskim Głogowem Małopolskim.

Potomek węgierskiego osadnika

Początki związków rodziny Ładosiów z dzisiejszym Podkarpaciem sięgają drugiej połowy XVII wieku, gdy w Głowowie (jak wówczas nazywano Głogów Małopolski) należącym do dóbr Hieronima Augustyna Lubomirskiego, pojawił się węgierski osadnik Janos (Jan) Ladosz, ściągnięty tu prawdopodobnie przez wpływowego magnata dla założenia stadniny koni. Według rodowych przekazów miało to nastąpić dokładnie 24 czerwca 1676 roku. W kronice rodziny Ładosiów znajduje się takie wyobrażenie przyjazdu ich protoplasty do miasteczka:

- Wóz podróżny, którym jechał, był zaprzęgiem dwukonnym, zaopatrzonym w kabłąki, na których rozciągnięta była płachta z płótna lnianego koloru szarego. Wewnątrz wozu znajdowały się najpotrzebniejsze rzeczy osobiste i siano, które służyło także za posłanie w czasie postojów i w nocy. Podjeżdżając na miejsce zamieszkania do folwarku w Głogowie pierwszy Ładoś widział palące się ogniska (ognie świętojańskie), które był zapalone w noc świętojańską wokół miasta Głogowa.

Tyle wspomina rodzinna legenda, opisowo przedstawiona w kronice. Nieco światła na okoliczności pojawienia się Ladosza/ Ładosia na tym terenie rzuca Robert Borkowski w książce „Dzieje Głogowa Małopolskiego”:

- Hieronim Augustyn Lubomirski w latach 70 XVII wieku był na Węgrzech. Z inicjatywy posła francuskiego sformował w 1677 roku oddziały posiłkowe w celu wspierania powstańców węgierskich buntujących się przeciwko władzy Habsburgów. Do Rzeczypospolitej wrócił dopiero w 1678 r. i to z tej wyprawy mógł przywieźć ze sobą Ladosza. Głowowski folwark nie przynosił zbyt obfitych plonów, piaszczysta gleba dawała ubogie zbiory. Być może więc Lubomirski zdecydował część folwarcznej ziemi zamienić na pastwiska i łąki, które mogły służyć hodowli koni.

Potomkowie Ladosza, pod spolszczonym nazwiskiem Ładoś, na trwałe wrośli w miasteczko. Kolejne pokolenia zajmowały się m.in. rzemiosłem i masarstwem przyczyniając się do rozwoju miasteczka. W pewnym okresie czasu „eksportowym” wyrobem produkowanym w Głogowie Małopolskim stała się lokalna kiełbasa, którą wytwarzali także Ładosiowie. Do dzisiaj „głogowska” jest określeniem markowej wędliny.

Z kronik wiemy, że Ładosiowie udzielali się społecznie, także w działalności niepodległościowej. Rodowity głogowianin, wybitny etnograf i regionalista Franciszek Kotula wspominał chociażby o miejscowym masarzu i gospodarzu Antonim Ładosiu, który w czasie Powstania Styczniowego dowoził walczącym za nieodległą Wisłą, w zaborze rosyjskim, zaopatrzenie i broń.

Młodość Aleksandra

Ojciec późniejszego ambasadora - Jan Ładoś - urodził się w Głogowie Małopolskim w 1840 roku. Rodzice chcieli, by został księdzem.  W tym celu wyjechał do Lwowa, gdzie miał wstąpić do tamtejszego seminarium. Ostatecznie nie posłuchał jednak rodziców, zaczął studia na lwowskim uniwersytecie, na stałe osiadł w ówczesnej stolicy Galicji, zakładając tam rodzinę. Z pierwszą żoną miał sześcioro dzieci, po jej śmierci związał się z Albiną z domu Kalous. Z tego związku urodził się syn Aleksander i córka Helena. We Lwowie Jan Ładoś pracował jako urzędnik pocztowy, dochodząc stopniowo do wysokich stanowisk. W „Szematyźmie Królestwa Galicyi i Lodomeryi z Wielkim Księstwem Krakowskim na rok 1893” występuje on jako radca Cesarsko-królewskiej Dyrekcji Poczt i Telegrafów dla Galicji i Wielkiego Księstwa Krakowskiego. Z ówczesnej książki adresowej wynika, że Ładoś senior wraz z rodziną mieszkał przy ulicy Sapiehy. Tam też najpewniej dzieciństwo spędzał Aleksander.

Aleksander Ładoś przyszedł na świat 27 lipca 1891 roku we Lwowie. Do niedawna za jego datę urodzenia przyjmowano 27 grudnia, ale pracownikom Instytutu Pileckiego udało się odnaleźć zapis metrykalny Ładosia we Lwowie i skorygować datę. Ukończył tamtejsze IV Gimnazjum Klasyczne, później rozpoczął studia historyczne na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jana Kazimierza. Małomiasteczkowe pochodzenie niewątpliwie miało wpływ na poglądy polityczne. Przed wybuchem Wielkiej Wojny związał się w z Polskim Stronnictwem Ludowym „Piast”, współpracował z ludowymi przywódcami takimi jak Wincenty Witos czy Jan Dąbski. W swej działalności posługiwał się pseudonimem Jan Głogowczyk, odnoszącym się zarówno do imienia ojca, jak i miejsca pochodzenia.

Po wybuchu wojny Ładoś zaangażował się w tworzenie Legionu Wschodniego, powstającej we Lwowie pod kierownictwem Naczelnego Komitetu Narodowego polskiej formacji zbrojnej, dowodzonej przez Józefa Hallera. W tym okresie zetknął się m.in. z Józefem Piłsudskim. Wyraźnie różnili się poglądami. Ładoś miał stwierdzić, że brygadier jest marzycielem, pozbawionym pragmatyzmu i zmysłu organizacyjnego. Miało to zaważyć na późniejszej karierze Aleksandra. Po jakimś czasie Ładoś, aresztowany i wydalony z Galicji przez władze austriackie za działalność niepodległościową, wyjechał do Szwajcarii, gdzie we Fryburgu kontynuował przerwane w kraju studia.

W dyplomacji

Wiosną 1919 roku Aleksander Ładoś wrócił do wybijającego się na niepodległość kraju i wstąpił do służby dyplomatycznej. Pracował m.in. jako delegat plebiscytowy na Spiszu i Orawie oraz w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, gdzie kierował przez pewien czas Wydziałem Prasowym.

W 1920 roku został sekretarzem polskiej delegacji prowadzącej rozmowy pokojowe, początkowo w Mińsku, później w Rydze. Od grudnia 1921 roku kierował pracami Wydziału Środkowo-Europejskiego MSZ, zaś w październiku 1923 roku został posłem RP w Rydze. Ze stanowiska został odwołany po zamachu majowym. Będąc członkiem PSL „Piast” i nielubiany przez samego Józefa Piłsudskiego popadł w niełaskę nowych władz. W marcu 1927 został co prawda mianowany na stanowisko konsula generalnego RP w Monachium, ale z MSZ zwolniony został latem 1931 roku przez Józefa Becka, którego stał się zagorzałym krytykiem. W Monachium zetknął się z działaczami Narodowo-Socjalistycznej Partii Niemiec. Miał okazję przyglądać się uważnie rozwojowi NSDAP, energicznie prącej ku władzy. Zaczął zdawać sobie sprawę z zagrożenia jakie niesie z sobą hitleryzm, co też mogło mieć później wpływ na jego działalność.

Wyrzucony z dyplomacji, zajął się m.in. pracą dla szwajcarskiego koncernu Hydro Nitro, działalnością polityczną w PSL „Piast” i dziennikarstwem. Zbliżył się do Frontu Morges – antysanacyjnego porozumienia stworzonego z inicjatywy gen. Władysława Sikorskiego i Ignacego Paderewskiego. Po klęsce wrześniowej znalazł się we Francji, gdzie w październiku 1939 roku wszedł do rządu Sikorskiego. Jako minister bez teki odpowiadał za kontakty z okupowanym krajem. Wkrótce został powołany na szefa placówki dyplomatycznej w Bernie. Sekretarz poselstwa Stanisław Nahlik tak go opisywał:

- Okazałej postawy i tuszy flegmatyk. Przedwcześnie się postarzał, bo siwy zupełnie, choć dopiero po przyjeździe do Berna ukończył pięćdziesiątkę.

Wśród internowanych żołnierzy

 Już niemal na początku swej pracy w randze chargé d’affaires ad interim musiał stawić czoła poważnym wyzwaniom. Po klęsce Francji w Szwajcarii znalazła się spora grupa polskich i żydowskich uchodźców oraz 13-tysięczna 2 Dywizja Strzelców Pieszych pod dowództwem urodzonego w Trześniowie koło Haczowa na ziemi sanockiej gen. Bronisława Prugara-Ketlinga.

Początkowo polscy żołnierze traktowani byli jako przez Szwajcarów z dużą nieufnością. Oficjalnie uznawano ich za cześć francuskich sił zbrojnych i dlatego realna była groźba odesłania Polaków do niemieckich obozów jenieckich. Ich pozostawienie w Szwajcarii wymagało wielu zabiegów dyplomatycznych podejmowanych przez ambasadora Ładosia. Zabiegów skutecznych. Żołnierze mogli zostać w Szwajcarii, ich warunki pobytu ulegały stopniowej poprawie, znikała nieufność, zaś sam generał pokazał, że potrafi doskonale dowodzić nie tylko w warunkach wojennych, ale również niewoli czy też internowania.

Prugar-Ketling doskonale zdawał sobie sprawę, że nie może pozwolić im na bezczynność, że przegrana kampania nie oznacza końca, że należy szykować się do powrotu do kraju, który kiedyś przecież musi nastąpić. A wtedy też potrzebni będą żołnierze, też potrzebni będą ludzie potrafiący odbudowywać dotknięty katastrofą wojenną kraj. Szczególny nacisk położono na kształcenie żołnierzy. Już pod koniec października 1940 roku, z jego inicjatywy, powstały trzy obozy uniwersyteckie (o kierunkach prawniczych, technicznych, medycznych i ekonomicznych). W ciągu prawie pięcioletniego pobytu w Szwajcarii dyplomy ukończenia szkół wyższych uzyskało 300 podwładnych Prugara-Ketlinga, zaś 60 z nich uzyskało tytuły doktorskie. Niektórzy po wojnie stali się trzonem kadr polskich uczelni.

Ośrodki internowania w Szwajcarii, dzięki niezwykłej aktywności generała oraz wsparciu ambasadora Ładosia, stały się szybko centrami polskiej kultury i nauki na emigracji. Setki młodych ludzi kończyło szkoły, kwitło życie kulturalne, organizowano liczne kursy zawodowe, m.in. samochodowe, elektryczne, radiowe. W ten sposób kształcono przyszłe kadry fachowców, ułatwiano strat  w przyszłej, powojennej rzeczywistości.

 „Grupa Berneńska”

Jeszcze przed wybuchem II wojny światowej w Szwajcarii znalazło się kilka tysięcy polskich Żydów, których status należało uregulować i otoczyć ich opieką. Liczba ta zaczęła się zwiększać w miarę upływu czasu. Latem 1940 roku Ładoś zatrudnił w wydziale konsularnym urodzonego w Sanoku Juliusza Kűhla, który odtąd miał zajmować się sprawami żydowskimi. Z nimi współpracę nawiązał pochodzący z Ustrzyk Dolnych żydowski kupiec Chaim Israel Eiss. Wraz z pracownikami konsulatu Stefanem Ryniewiczem i Konstantym Rokickim oraz członkiem genewskiego Komitetu Pomocy „RELIC” Abrahamem Silberscheinem stanowić mieli wkrótce trzon nieformalnej grupy, która podjęła się misji ratowania zagrożonej Holokaustem ludności żydowskiej.

Początkowo grupa zajmowała się udzielaniem doraźnej pomocy uchodźcom i osobom pozostałym w kraju, pomagała w wydostawaniu się spod okupacji szczególnie zaangażowanych politycznie lub religijnie Żydów, zbieraniem informacji o sytuacji w Polsce i innych krajach.

Działalność „Grupy Berneńskiej” zintensyfikowała się w 1942 roku, gdy stało się jasne, że niemieckie plany zakładają fizyczną eksterminację ludności żydowskiej. Poselstwo stało się ważnym miejscem przekazywania dalej wiadomości. Stąd nadano do Ameryki pierwszą informację o likwidowaniu getta w Warszawie. Sposobem na ratowanie Żydów stało się wystawianie im paszportów neutralnych krajów południowoamerykańskich. Dokumenty były początkowo respektowane przez władze niemieckie, ich posiadacze zamiast do obozów zagłady kierowani byli do obozów internowania, gdzie panowały znośne warunki bytowe. Blankiety masowo kupowano od latynoskich dyplomatów. W tzw. archiwum Eissa zachowało się ponad dwa tysiące nazwisk, na które wystawiono dokumenty. Ponieważ z paszportu mogli korzystać nie tylko posiadacze, ale i ich najbliżsi, liczba osób objętą akcją mogła sięgać nawet 10 tysięcy. Wiele z nich uniknęło Zagłady.

 W 1943 roku sprawą lewych paszportów zainteresowała się szwajcarska policja. Dzięki postawie ambasadora Ładosia prowadzącego zakulisowe negocjacje z władzami szwajcarskimi, udało się uniknąć poważniejszych konsekwencji. Szwajcarzy przyjęli do wiadomości tłumaczenia, że akcja prowadzona jest z pobudek humanitarnych.

Pamięć o Aleksandrze Ładosiu

W lipcu 1945 roku, gdy państwa zachodnie cofnęły uznanie polskiemu rządowi emigracyjnemu, misja Aleksandra Ładosia w Szwajcarii dobiegła końca. Początkowo były ambasador mieszkał w Lozannie, później przeniósł się do Clamart pod Paryżem. Żyjąc w niedostatku zaczął chorować. W 1960 roku zdecydował się na powrót do kraju. Zamieszkał w podwarszawskim Konstancinie-Jeziornej. Zmarł tam 29 grudnia 1963 roku. Spoczywa na Cmentarzu Powązkowskim. Nigdy się nie ożenił, nie miał dzieci.

Jego rola w ratowaniu Żydów przez dziesięciolecia praktycznie była nieznana. On sam prawdopodobnie miał zamiar to opisać w swych wspomnień (rozpoczętych jeszcze w czasie wojny). Niestety zmarł w trakcie pisania, trzeci tom, gdzie miał przedstawić działania „Grupy Berneńskiej”, urywa się w pół zdania. W 2017 roku w „Gazecie Dzienniku Prawnej” Michał Potocki i Zbigniew Parafionowicz po raz pierwszy szerzej opisali historię „Grupy Berneńskiej”, której bohaterowie odzyskali należne im miejsce w historii i ludzkiej pamięci. W sierpniu 2018 roku polskie władze przejęły Archiwum Eissa – bezcenny zbiór imiennych list, korespondencji i dokumentów dotyczących akcji. Trafił on do zbiorów Muzeum Auschwitz Birkenau. 

Pamięć o Ładosiu mocno kultywowana jest w Głogowie Małopolskim, z którym rodzinnie był związany. Od 2010 roku, co trzy lata odbywają się tu rodzinne zjazdy Ładosiów, rozsianych dzisiaj po całej Polsce, ale wywodzących się od jednego protoplasty – węgierskiego osadnika Janosa Ladosa. IV zjazd odbył się w czerwcu 2019 roku. Uczestniczył w nim inny popularyzator historii Aleksandra Ładosia - ówczesny ambasador Polski w Szwajcarii Jakub Kumoch. W trakcie spotkania miejsce miał przedpremierowy pokaz filmu „Sprawy paszportowe. Aleksander Ładoś - zapomniany Sprawiedliwy ” w reżyserii Rolanda Dubiela, zrealizowanego z inicjatywy władz miasta przy wsparciu środków gminnych i Podkarpackiej Komisji Filmowej. 

Autor dziękuje za pomoc w stworzeniu tekstu dr Robertowi Borkowskiemu – dyrektorowi Miejsko-Gminnej Biblioteki Publicznej w Głogowie Małopolskim oraz burmistrzowi Głogowa Małopolskiego Pawłowi Bajowi.

Szymon Jakubowski

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama