Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 29 marca 2024 00:09
Reklama

Tragiczna powódź 1934 roku

Tragiczna powódź 1934 roku
Zalane tereny w 1934 roku. Fot. NAC.

W połowie lipca 1934 roku ulewne deszcze nawiedziły Małopolskę, powodując nagłe wezbranie rzek. Żywioł szczególnie dotknął województwa lwowskie i krakowskie. Prasa alarmowała, że to największa powódź na ziemiach polskich od 120 lat. Spustoszone zostały także ogromne połacie dzisiejszego Podkarpacia. Żywioł tego tragicznego lata pochłonął około stu istnień ludzkich.

Popularny tygodnik „Światowid” pisał kilka dni później:

- Zaczęło się to w Małopolsce. W poniedziałek dnia 16 lipca na całem Podhalu lało jak z cebra. Nikt jednak nie przejmował się tem zbytnio, gdyż nawałnice nawiedzają często okolice górskie, ale równie szybko odchodzą, jak przychodzą. Starzy górale z trwogą jednak pozierali po wierchach i mieli miny bardzo zafrasowane. Trwająca bowiem dzień i noc ulewa nie wróżyła nic dobrego. (…) Dunajec tymczasem i potoki górskie wzbierały. Przez Poronin i Szaflary pędził oszalały Biały Dunajec. Woda wzbierała z każdą sekundą. Pod Nowym Targiem, gdzie oba Dunajce łączą się, rzeka rozlała się szeroko i parła niepowstrzymanie naprzód. (…) W poniedziałek wieczór wiedziano już powszechnie, że zbliża się kataklizm. Z rykiem i hukiem, niszcząc wszystko po drodze, waliły mętne fale Dunajca. Podhale zamieniło się w jedno wielkie morze. Ale równocześnie zaczęła wzbierać także Wisła.

„Wzburzonemi rzekami płyną dzieci w kołyskach”

Z godziny na godzinę woda pochłaniała coraz większe tereny, zalewając i zabierając z falami niezebrane jeszcze plony z pól, domy, zwierzęta, także ludzi. Jeszcze pierwszego dnia kataklizm dotknął powiaty po prawej stronie Wisły, zwłaszcza bocheński, brzeski, dąbrowski i mielecki.

Największa polska gazeta „Ilustrowany Kuryer Codzienny” w kolejnych dniach na swych łamach przedstawiała straszliwe skutki powodzi. Rasowe tytuły krzyczały: „Sądeczyzna odcięta od świata”, „Kilkanaście mostów zerwanych”, „Wzburzonemi rzekami płyną dzieci w kołyskach i części domów”.  Korespondenci „IKC-a” przytaczali wstrząsające relacje:

Ofiarą rozszalałego żywiołu padły przedewszytskiem dzieci. W wielu domach bowiem znajdowały się same dzieci, których rodzice byli przy pracy. Z mostu nad kamienicą widziano dużo kołysek, niesionych przez wodę jak również i zwłoki ludzkie. Akcja ratunkowa trwa w dalszym ciągu a i z zatopionych domów wydobywa się coraz to nowe ofiary.

Już pierwszego dnia powodzi meldunki podawały, że w Nowym Sączu zginęło 26 osób, w Klęczanach 16, w Morawicy 3. Całkowicie zalane zostało wiele miejscowości. Dramatyczne sceny obserwowano w Nowym Sączu, gdzie jedna po drugiej waliły się podmyte przez wodę kamienice, w odmętach tonęli zarówno mieszkańcy jak i śpieszący im na ratunek żołnierze i członkowie formacji ratowniczych. W wielu miejscach przerwana została komunikacja kolejowa. Przestały m.in. kursować pociągi na trasie Rzeszów-Jasło, przerwany został rurociąg gazowy Jasło-Gorlice, woda zalała wiele zakładów przemysłowych. Ewakuowano tysiące ludzi. „IKC” donosił:

- Katastrofalna powódź w Jaśle i powiecie jasielskim wskutek kilkudniowych opadów deszczu przybrała olbrzymie rozmiary, jakich nie pamiętają ludzie od setek lat. Rzeki górskie Jasiołka, Wisłoka i Ropa, które pod Jasłem łączą się, zalały wszystkie dzielnice miasta niżej położone.

W kolejnych dniach było jeszcze gorzej. „IKC” z 19 lipca na czołówce podawał, że od świata odcięte są m.in. Nowy Sącz, Zakopane, Krynica, Ropczyce, Gorlice, Jasło, Limanowa, Nowy Targ i wiele innych miejscowości. Żywioł odciął wiele młodzieżowych i harcerskich obozów rozlokowanych na południu Polski. W Sromowcach Niżnych, jak podawał „Ilustrowany Kuryer Codzienny” ratowano 500 harcerzy, którzy przed wodą schronili się na drzewach. W Krakowie na dworcu koczowały tysiące osób zaskoczonych w czasie podróży. Do Lwowa można było dostać się tylko drogą okrężną, przez Warszawę.

Rzeszów pod wodą

Kulminacyjna fala powodziowa przeszła przez Rzeszów i okolice 17 lipca. Lokalna „Gazeta Rzeszowska” informowała kilka dni później w katastroficznym tonie:

- Rozluźniły się upusty niebieskie – potworne rozszerzenie naczyń. Deszcz lał kilka dni i nocy - bez przerwy – strumieniami. Wody wyszły z brzegów tak dalece, że czegoś podobnego najstarsi ludzie w Rzeszowie nie pamiętają. Woda na Wisłoku podniosła się ponad zwykły poziom o 7,30 metrów. W domach zbudowanych w ulicach nadrzecznych woda wkroczyła nie tylko do suteryn i piwnic – ale do mieszkań, które musiano szybko ewakuować. Niektóre domy położone na pagórkach sterczały jak wyspy z pośrodka rozhukanych wód.

W samym mieście najbardziej ucierpieli mieszkańcy ulic Podpromie, Chopina, Spytka Ligęzy i Hetmańskiej, zaś zwały wód spływających z pól Przybyszówki poczyniły szkody na Staroniwie, Krakowskiej i Sokoła. Duże zniszczenia, wyceniane na 14 tysięcy złotych, zanotowano w Miejskich Zakładach Ceramicznych, gdzie zalana została m.in. betoniarnia. Woda poważnie uszkodziła budowaną właśnie infrastrukturę wodociągową, m.in. przyrzeczną studnię, zniszczyła lub zanieczyściła kilka kilometrów rur, zalała wykopy, podmyła nasypy, porwała zgromadzony kamień, piasek i szuter, zalaniu uległo wiele worków z cementem.  Tu, kilka dni później straty wyceniono na 22 694 złote. Pod wpływem rozszalałego żywiołu runął m.in. mur okalający stary cmentarz. Służby miejskie, kilka dni po ustąpieniu powodzi szacowały, że na pilne tylko naprawy potrzeba około 45 tysięcy złotych.  Powódź spowodowała zagrożenie epidemiologiczne. Zanieczyszczone zostały studnie, z których czerpano wodę na bieżące potrzeby (wodociąg uruchomiono dopiero w następnym roku). Władze apelowały, by wodę pić wyłącznie po jej przegotowaniu.  

Śmiertelne ofiary

W kolejnych dniach i tygodniach obraz strat spowodowanych wielką powodzią stawał się coraz większy i zatrważający.  W całej Małopolsce liczba ofiar śmiertelnych miała znacznie przekroczyć 100 osób, najwięcej w okolicach Nowego Sącza, ale tragedie zdarzały się i na Rzeszowszczyźnie. „Gazeta Rzeszowska” opisywała jeden ze szczególnie wstrząsających przypadków, gdy 16 lipca zginęli w podrzeszowskiej Białej żołnierze 17 pułku piechoty biorący udział w akcji ratowniczej:

-  W skład drużyny ratowniczej jednej łodzi wchodzili: plutonowy Kasperek Jan, strzelcy Grzywa Franciszek, Israel Faller i plut. rez. Stanisław Sitek z Tyczyna. Drużyna ta pracując wprost bohatersko i docierając mimo straszliwych wprost trudności do zagrożonych domostw, zdołała uratować 3 rodziny w liczbie 15 osób. Niestety we wzmaganiach    ze straszliwym żywiołem, około godziny 8 wieczorem, łódź bohaterskich żołnierzy, zawadziwszy burtą o wystający słup, a parta szalonym nurtem, przewróciła się, rzucając na pastwę fal dzielną drużynę.

W wodach rozszalałego Strugu zginęli Franciszek Grzywa i Israel Faller, pozostałych zdołano uratować. Zwłoki żołnierzy, którzy poświęcili swe życie ratując innych, odnaleziono dopiero po kilku dniach. Pochowano ich z najwyższymi honorami.

Szacowanie strat

Tragizm sytuacji był tym większy, że do powodzi doszło w okresie przedżniwnym.  Na ubogiej Rzeszowszczyźnie oznaczał to dramat wielu rodzin. Szacowano, że z 80 tysięcy hektarów ziemi uprawnej w powiecie rzeszowskim powódź dotknęła aż 53 tysiące hektarów, z czego 10 tys. zniszczyła całkowicie. Straty w uprawach wyniosły 1,5 miliona złotych, na kolejne 2,5 miliona oszacowano szkody w inwentarzu żywym i martwym, zniszczonych drogach i mostach. 860 rodzin (4500 osób, w tym 1850 dzieci) pozostało bez dachu nad głową i środków do życia.

Z pomocą powodzianom ruszyły, już po przejściu kataklizmu, liczne środowiska i organizacje społeczne. Miejscowa prasa niemal w każdym numerze informowała o kolejnych darczyńcach, czy też organizacji imprezy charytatywnej z której dochód miał być przeznaczony na rzecz poszkodowanych. Największy ciężar usuwania skutków powodzi spadł na lokalne samorządy, które domagały się w tym zakresie wsparcia od władz. Ministerstwo Skarbu upoważniło dyrektorów Izb Skarbowych do przyznawania ulg podatkowych poszkodowanym. Miały one być zależne od wysokości szkód i wielkości nieruchomości. W wielu przypadkach możliwe było nawet całkowite umorzenie wcześniejszych należności.

Kataklizm, który szczególnie dotknął Małopolskę, dał się we znaki także mieszkańcom innych części kraju. Dotarł do Warszawy, nawet na Wileńszczyznę. Według oficjalnych danych zniszczeniu uległo 22 059 budynków, 167 km dróg, 78 mostów, wiele kilometrów wałów. Wiele tysięcy osób znalazło się bez dachu nad głową i środków do życia, zwłaszcza, że wielka woda przyszła w okresie żniw. Straty ogółem oszacowano na 60,3 mln złotych. Była to kwota ogromna. Ówczesny budżet państwa wynosił niewiele ponad 2 mld złotych. Stosując mocno przybliżony stosunek cen, w przeliczeniu na obecną wartość pieniądza, straty można szacować na ponad miliard obecnych złotych. Dyskusyjna jest liczba ofiar. Ówczesna prasa donosiła, że zginęło znacznie ponad 100 osób, z czego ok. 50 w samym Nowym Sączu. Współczesne źródła podają zazwyczaj liczbę 55 ofiar, co jednak w świetle relacji międzywojennej prasy wydaje się szacunkiem zaniżonym.

Tragedia sprawiła, że poważniej wzięto się za prace mające w przyszłości zabezpieczyć kraj przed podobnymi zdarzeniami. Dwa lata później ukończono zbiornik retencyjny w Porąbce na Sole, w okresie międzywojennym rozpoczęto budowę zbiornika w Rożnowie na Dunajcu (ukończoną już w czasie wojny, w 1941 roku), przymierzano się do kolejnych inwestycji, m.in. w okolicach Czorsztyna.    

Wielka powódź z 1934 roku na długie dziesięciolecia zapadła w pamięć mieszkańców dotkniętych kataklizmem terenów. Uchodziła za powódź stu, czy nawet tysiąclecia aż do 1997 roku, gdy żywioł dał się znów we znaki mieszkańcom dużej części Polski, w tym niektórych terenów dzisiejszego Podkarpacia.

Szymon Jakubowski

Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, Ilustrowany Kuryer Codzienny.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
dolo 24.06.2020 13:06
I niestety to było jeszcze przed wojną, czyli przed Niemcami, czyli nikt nam wtedy jeszcze nie zbudował wałów przeciwpowodziowych. Poleje się hejt.. ale to jest smutna prawda.

Reklama