Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 19 kwietnia 2024 20:44
Reklama

Jak szlachta rozpijała rzeszowskich chłopów

Jak szlachta rozpijała rzeszowskich chłopów
Dawna karczma w podrzeszowskiej Kraczkowej. Stan budynku z pierwszej połowy lat 70. XX wieku. Fot. „Materiały i studia muzealne” Muzeum Okręgowego w Przemyślu

Słynne było swego czasu powiedzenie jak to „szlachta rozpijała chłopów”, wykorzystywane przez komunistyczną propagandę do dyskredytowania dawnej warstwy wyższej. No cóż, abstrahując od ideologicznych przesłanek takiego twierdzenia, sporo było w tym racji.

Ciekawe historie związane z pijaństwem na wsi w dawnych czasach zamieścił w swych wspomnieniach Walenty Kunysz z podrzeszowskiej Kraczkowej. Opracowane przez nieżyjącą historyk sztuki Barbarę Tondos znalazły się częściowo w opracowaniu „Kilka karczem koło Rzeszowa” zamieszczonym w „Materiałach i studiach muzealnych” Muzeum Okręgowego w Przemyślu w 1978 roku. Kunysz wspominał m.in.:

– W mojej wiosce, Kraczkowej było karczem siedem, najwięcej w całej Galicji; może dlatego, że władca wsi, Konstanty Korniakt, kupiec i kapitalista grecki po objęciu wsi od Pileckich w 1586 roku zbudował pod lasem, koło obfitego źródła gorzelnię. I zaraz Haryndę zbudował karczmę w której szynkowano gorzałkę. Ponieważ gorzałka była jako samogon za ostra, chłopi pić nie mieli ochoty. W karczmie były pustki. Dlatego dziedzic Korniakt przydzielił, że kmiecie mają co roku wykupić w Haryndzie 10 garncy gorzałki, a biedniejsi po 2 garnce (garniec = 4 litry). Jak już przymuszono, jak chłopi musieli gorzałkę kupować, to i pić próbowali, i rozpili się na całego.

Ten przymus, zwany przymusem propinacyjnym, nie dotyczył oczywiście tylko Kraczkowej. Obowiązywał we wszystkich praktycznie majątkach, poddani byli zmuszani do kupowania alkoholu u swego pana, nie mogli go kupować poza włościami danego dziedzica.  Szlachcic nie handlował sam, dzierżawił prawo do sprzedaży, pod warunkiem najczęściej, że dzierżawca wykupywał u niego całą produkcję. Kunysz wspomina jednak, ze o ile jeszcze do zniesienia pańszczyzny w 1848 roku chłopi pili w miarę umiarkowanie, o tyle później rozpili się na całego.

Okowita była stosunkowo tania. Litr bardzo mocnego alkoholu kosztował u producenta od 10 do 20 centów austro-węgierskich. Dla porównania za kilo pszenicy płacono 5 centów, żyta – 4 centy. W karczmach sprzedawano gorzałkę ze stuprocentową (i więcej) marzą, ale nie odstraszało to klientów. Wiejskie gospody pełniły zresztą funkcję swoistych ośrodków życia towarzyskiego, tu odbywały się wesela, „krzciny”, zapusty.

W każdej karczmie znajdował się szynkwas, za którym „urzędował” właściciel, czy też dzierżawca gospody. Przy szynkwasie na łańcuszku były miarki do nalewania alkoholu. Za „maziarza (1/8 litra) płacono 5 centów, za „łyska” (1/16 litra) trzy centy. Oprócz gorzałki, dostać można było piwo i herbatę z harakiem, czyli rumem, do przekąszenia zaś bułki, obwarzanki lub śledzie. Ale dostępne były i różne produkty, nawet… różańce, medaliki i książeczki do nabożeństwa.

(wr)

Zdjęcia z lat 70. XX wieku z „Materiałów i studiów muzealnych” Muzeum Okręgowego w Przemyślu


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama