Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 28 marca 2024 18:51
Reklama

Maurycy Axer. Najsłynniejszy adwokat II RP.

Maurycy Axer. Najsłynniejszy adwokat II RP.

    Bronił w najtrudniejszych sprawach kryminalnych i politycznych okresu międzywojennego. Słynął jako najlepszy mówca sądowy. Najgłośniejszym procesem w którym występował była „sprawa Gorgonowej”. Gwiazda polskiej palestry zginęła w czasie Holokaustu. Być może w czasie ucieczki z transportu do obozu zagłady.

    Maurycy Axer urodził się 4 czerwca 1886 roku w Przemyślu, w budynku przy ul. Jagiellońskiej 6. Jego matką była Fanna Grün, ojcem Abraham Leon, cesarsko-królewski urzędnik różnych szczebli (łącznie z naczelnikiem biura) w w miejscowym urzędzie podatkowym. Przyszła gwiazda palestry miała pięcioro rodzeństwa: siostrę Robertę oraz braci: Aleksandra, Józefa, Filipa i Leopolda.

    Axer senior uchodził za człowieka niezwykle uczciwego, skromnego. W aparacie skarbowym nie dorobił się majątku, ogromną natomiast wagę przykładał do starannego wykształcenia swych dzieci, słusznie zakładając, że to ułatwi im start życiowy. W 1897 roku, idąc za wskazówkami ojca, młody Maurycy zaczął naukę w I Gimnazjum w Przemyślu, zaś w 1904 roku zdał maturę.

Uczeń Hermana Liebermana

    Niewiele brakowało, by młody Axer zamiast być wziętym adwokatem, został lekarzem. Poważnie myślał bowiem o studiowaniu medycyny. Z jakiś powodów zmienił jednak plany i  zdecydował się na naukę na Wydziale Prawa Wszechnicy Lwowskiej, później na Uniwersytecie Lwowskim.

    Po ośmiu semestrach Maurycy otrzymał absolutorium, po kilku kolejnych miesiącach promocję doktorską. Najpierw odbył sądową aplikację w Stryju, później znalazł się jako koncypient adwokacki w kancelarii doktora Henryka Liebermana. Niewątpliwie praca pod okiem tego młodego jeszcze, ale utalentowanego i znanego prawnika, zagorzałego socjalisty, działacza Polskiej Partii Socjal-Demokratycznej, wiele dała młodemu adeptowi prawa. Lieberman już wówczas był szeroko znany w Galicji, w okresie międzywojennym należał do kierownictwa PPS, zaś w czasie II wojny światowej był ministrem rządu emigracyjnego gen. Władysława Sikorskiego.

     Kariera adwokacka Axera przerywana była w pierwszych latach służbą wojskową. Przez rok pełnił służbę w 10 pułku artylerii polowej w Przemyślu, otrzymując stopień oficerski, w maju 1911 odbył w macierzystej jednostce jednomiesięczny kurs strzelecki, w wojsku przebywał jeszcze między listopadem 1912 a majem 1913.

W Wielkiej Wojnie

    Sytuacja polityczna w przededniu wybuchu I wojny światowej sprawiła, że już 1 sierpnia 1914 roku dostał powołanie do 4  baterii 10 pułku haubic polowych II dywizji. Z tą jednostką walczył na froncie rosyjskim, m.in. w bitwie pod Kraśnikiem, brał udział w operacji gorlickiej wyzwalając w jej trakcie rodzinny Przemyśl, później w walkach we Włoszech. W tym czasie – w lutym 1916 roku – ożenił się z Ernestyną Fryderyką Schuster. Ślub wzięli w wiedeńskiej synagodze.

    Obowiązki wojskowe rzuciły go z kolei do Albanii, gdzie służył w żandarmerii polowej, tylko na przepustki wracał do Baden koło Wiednia, gdzie mieszkała żona z teściową. W stolicy habsburskiej monarchii 1 stycznia 1917 roku urodził się syn Axerów – Erwin, w przyszłości powstaniec warszawski i światowej sławy reżyser teatralny. Niecałe dwa lata – w listopadzie 1918 roku – na świat przyszedł drugi syn – Henryk.

    Maurycy niechętnie wracał do czasów wojennych, chociaż miał do tego okresu duży sentyment. Jak wspominał jego syn Erwin:

    - Po wojnie ojciec stał się pacyfistą i nie chciał, mimo błagań, opowiadać o swoich wojennych przygodach. Czasem jednak, kiedy udało się nam pociągnąć go za język, opowiadał bardzo ciekawie i widać było, że mimo wszystko lubił swoje wojenne lata i wojsko, i właściwie także wojnę, którą teoretycznie potępiał. Kiedy podrosłem, tłumaczył nam, że wojna z Rosją była sprawą wyjątkową i sprawiedliwą. Austria w stosunku do Rosji była wolnym krajem.

„Lwowski Cicero”

    Axer zakończył wojnę w stopniu porucznika, parę miesięcy mieszkał jeszcze z rodziną w Baden, a w styczniu 1919 roku małżeństwo zdecydowało o przeprowadzce do Lwowa. W dawnej stolicy Galicji, teraz wojewódzkim mieście II Rzeczypospolitej, Maurycy Axer otworzył samodzielną kancelarię, najpierw przy Fredry, później Zyblikiewicza, wreszcie na Akademickiej 10. Ten specjalista od spraw karnych dał się poznać jako świetny mówca sądowy i dociekliwy obrońca, bezwzględnie punktujący błędy oskarżenia. Kolejne procesy w których uczestniczył, stawiały go w czołówce lwowskiej (i nie tylko) palestry. Nie unikał spraw politycznych, w których występował nader często. W 1922 roku bronił działaczy komunistycznych w głośnym, tzw. procesie świętojurskim (od miejsca, gdzie zostali schwytani w czasie nielegalnego zgromadzenia – piwnic klasztoru św. Jura we Lwowie). Przed sądem stanęło wówczas  38 działaczy Komunistycznej Partii Galicji Wschodnie, skazanych zostało 10 z nich (m.in. poseł  Stefan Królikowski, który w 1937 roku padł ofiarą czystek stalinowskich).

   Axer był m.in. obrońcą Naftalego Botwina, działacza Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, sądzonego za zabicie agenta policyjnego w szeregach KPZU Józefa Cechnowskiego. Sprawa stałą się głośna w Polsce i zagranicą. Wyrokiem lwowskiego sądu doraźnego oskarżony został skazany na karę śmierci - i mimo licznych protestów - rozstrzelany 6 sierpnia 1925 roku. Straconemu komuniście słynny wiersz „na śmierć rewolucjonisty” poświęcił Władysław Broniewski.

Maurycy Axer był postacią we Lwowie powszechnie znaną i szanowaną, mimo, że niektórzy zarzucali mu wyniosłość, wynikającą jednak ponoć nie z rozdmuchanego ego, ale wojskowych nawyków.  Erwin Axer tak wspominał po latach ojca:

    - Ojciec był bardzo wysoki, dość tęgi i wysoko nosił głowę. Kiedy szedł ulicą Akademicką, czasem widziałem go z okna, patrzył daleko przed siebie ponad głowami przechodniów. Niektórzy uważali z tego powodu, że jest zarozumiały. Ale on tylko trzymał się bardzo prosto.

    W świecie adwokatury Maurycy Axer zyskał przydomek „lwowski Cicero”, porównujący go do słynnego rzymskiego polityka, prawnika i mówcy Marka Tulliusza Cycerona. Jego sądowe wystąpienia obrończe przechodziły do historii. Udzielał się społecznie, był m.in. członkiem Komisji Inicjatywnej Wydziału Izby Adwokackiej we Lwowie, współtworzył lwowskie czasopismo „Głos Prawa”.

    Axer nie ukrywał swoich poglądów. Uważał się za lewicowca, agnostyka i liberalnego demokratę. Sympatyzował z Polską Partią Socjalistyczną. Może i dlatego bronił także komunistów, chociaż ich partię oceniał bardzo negatywnie. Uważał jednak, że i tym ludziom należy się solidna obrona. A zdarzało mu się, jeżeli uznał, że tak trzeba, bronić za darmo.

    Mecenas uwielbiał polską literaturę, która obecna byłą zawsze w jego domu. Ale dbał także o domowe wykształcenie synów, znajomość języków. Erwin wspominał:

   - Pierwszą polską książką o wielkim znaczeniu, rzeczywiście wielkim – poza lirykami, które ojciec recytował albo śpiewał - była „Trylogia”. Ojciec zaczął nam czytać wieczorami opisy bitew z „Ogniem i mieczem” i z „Potopu”, kiedy miałem osiem lat. Myśmy kochali Jana Kazimierza. Żeromski był później. „Popioły” i Trylogię czytuję do dzisiaj. Na imieniny, urodziny rodziców musiałem się uczyć wierszy. Na urodziny matki po francusku, a ojca po niemiecku. To był zabieg pedagogiczny, żeby niemieckiego nie zapomnieć, francuskiego się nauczyć.

    W domu Axerów bywałą towarzyska śmietanka Lwowa i Małopolski. Zachodzili tu tacy ludzie jak chociażby: Herman Lieberman, Leon Schiller, Wilam Horzyca, Andrzej Pronaszko, Irena Eichlerówna, Janusz Strachocki, Ludwik Honigwill, Kazimierz Wierzyński czy Joseph Roth. Ich dom był domem otwartym, co niewątpliwie wywarło ogromny wpływ na późniejszą drogę życiową Erwina. Ojciec kochał teatr i twórców. Rodzina bywałą często w Teatrze Wielkim i Teatrze Rozmaitości. Z przyjaciółmi, także artystami spotykali się w znanej kawiarni „Roma”.

Sprawa Rity Gorgonowej

    Wielki rozgłos Maurycy Axer zyskał, gdy podjął się obrony Rity Gorgonowej. Sprawa w której była ona najpierw podejrzana, później oskarżona o morderstwo nastoletniej córki kochanka wstrząsnęła międzywojenną Polską, a w czasie śledztwa i procesów nie schodziła z łamów ówczesnej prasy. Wysokonakładowy, sensacyjny tygodnik  „Tajny Detektyw” poświęcał „sprawie Gorgonowej” liczne okładki.

    31-letnia wówczas Gorgonowa była guwernantką u lwowskiego architekta Henryka Zaremby i jak się okazało później również jego kochanką, na świat przyszło ich nieślubne dziecko. Mieszkała w willi konkubenta w Łączkach koło Brzuchowic. Z późniejszych ustaleń wynikało, że guwernantka popadła w konflikt z dorastającą córką Zaremby -  Elżbietą.    

 

    Do tragedii doszło w nocy z 30 na 31 grudnia. 17-letnia Elżbieta Zaremba, która tego dnia przyjechała do ojca ze Lwowa, została zamordowana uderzeniem w głowę tępym narzędziem. Najprawdopodobniej był to znaleziony później w domowym basenie żelazny dżagan do rozbijania lodu. Zwłoki odkrył jej młodszy brat Staś.

    Poszlaki i motywy przemawiały na niekorzyść guwernantki, która szybko została aresztowana. Kilka tygodni za kratami spędził także Zaremba, podejrzewany początkowo o współudział w zbrodni. Mimo, że Gorgonowa konsekwentnie nie przyznawała się do winy, śledczy przyjęli, że przeszła w nocy do pokoju Elżbiety, tam ją zamordowała, następnie uchyliła okno i drzwi werandy w celu upozorowania wtargnięcia nieznanego sprawcy. Sytuację podejrzanej pogarszał fakt, że Zaremba zeznał, iż kochanka groziła mu i córce śmiercią, ponieważ zamierzał opuścić Gorgonową.

    W wyniku pierwszego krótkiego procesu, Sąd Okręgowy we Lwowie skazał 14 maja 1932 roku Gorgonową na karę śmierci. Obrona na czele z Maurycym Axerem złożyła kasację, zarzucając sądowi I instancji, że działał pod presją opinii publicznej, która z góry wydała wyrok. Sąd Najwyższy przychylił się do apelacji, wskazując, iż lwowski sąd nie brał pod uwagę wniosków dowodowych obrony.

    Sprawę ponownie rozstrzygał Sąd Okręgowy w Krakowie. Wznowiony proces wzbudzał ogromne emocje, sala pękała w szwach. Bywało gorąco. Mecenas Axer został w pewnej chwili ukarany karą 300 złotych za zarzucanie jednemu z biegłych stronniczości. Ostatecznie obrońca miał jednak powody do satysfakcji. Udało mu się wybronić klientkę, która w międzyczasie urodziła w więzieniu kolejne dziecko, od niechybnej kary śmierci. Krakowski sąd uznał, że zbrodni dokonała pod wpływem silnego wzruszenia spowodowanego konfliktem z Lusią i groźbą utraty dachu nad głową. Została skazana na 8 lat więzienia. W żeńskim więzieniu w Fordonie miała przebywać  do maja 1940, ale po wybuchu wojny wyszła na wolność. Jej dalsze losy są niejasne. Chodziły słuchy, że wyjechała za granicę, pojawiały się pogłoski, że została zamordowana. Sprawa Gorgonowej tylko umocniła pozycję i sławę Axera, który uważany był za jednego z najlepszych adwokatów w Polsce.

Wojna

    Wybuch II wojny światowej brutalnie przerwał karierę adwokacką Axera. W zasadzie na własne życzenie w okresie okupacji radzieckiej przestał wykonywać zawód. Może wyszedł z założenia, że w tym systemie obrońca nie spełnia swej roli, że nie ma równości wobec prawa, zaś oskarżeni są z góry skazani?

    Pierwszy okres po klęsce wrześniowej Axerowie poświęcali przede wszystkim na pomoc uchodźcom, wśród których nie brakowało wielkich nazwisk. Przez ich dom przewinęli się chociażby Tadeusz Boy-Żeleński, Władysław Broniewski, Jerzy Kreczmar, Aleksander Bardini i wielu innych.

    Nie chcąc być adwokatem, Axer musiał znaleźć inne zajęcie, chroniące go przed ewentualną deportacją, na którą jako przedstawiciel intelektualnej elity i oficer rezerwy był przecież narażony. Dostał posadę administratora w utworzonym na polecenie nowych władz Państwowym Polskim Teatrze Dramatycznym. Nie miał wpływu na pracę teatru, na jego repertuar, jego rola ograniczała się do zarządzania widownią i rozprowadzania biletów.

    Ostatni, tragiczny rozdział jego życia zaczął się 30 czerwca 1941 roku, gdy do Lwowa wkroczyły oddziały niemieckie. Dla ludności żydowskiej rozpoczęło się piekło. Oskarżani o kolaborację z Sowietami i zbrodnie NKWD stali się obiektem szykan i agresji. Atmosferę nienawiści wobec nich w mieście podgrzały informację o masowych mordach popełnianych przez radziecką bezpiekę tuż przed opuszczeniem miasta. Tylko między 25 a 28 czerwca we lwowskich więzieniach zamordowano kilka tysięcy więźniów, których nie zdołano ewakuować na wschód. Zmasakrowane zwłoki zostały przez Niemców wystawione na widok publiczny jako przykład sowieckiego bestialstwa. I wykorzystane w propagandzie antysemickiej. Na efekty nie trzeba było – niestety - długo czekać.

    Tuż po wejściu Niemców rozpoczęły się pogromy Żydów. Na ulicach działy się dantejskie sceny, dochodziło do prawdziwych polowań na ludzi, których jedyną winą było wyznanie czy pochodzenie. Szacuje się, że do połowy lipca, z rąk szalejących po mieście nacjonalistycznych bojówek zginęło nawet 7 tysięcy żydowskich mieszkańców miasta. Druga fala mordów miejsce końcem lipca, w czasie tzw. Dni Petlury. Przez trzy bezkarnie grabiono żydowski majątek, mordowano inteligencję.

    Maurycy Axer przeżył obydwie fale pogromów. Został zatrudniony początkowo w Judenracie – namiastce żydowskiego samorządu w wydziale mieszkaniowym, później w wojskowych zakładach samochodowych. Mimo propozycji nie skorzystał z możliwości ucieczki. Uważał, że powinien zostać na miejscu.

Śmierć

    1 września 1942 roku, Niemcy postanowili „uczcić” trzecią rocznicę wybuchu wojny w specyficzny sposób. Zorganizowali łapankę na przebywających we Lwowie polskich oficerów rezerwy. Wychodząc rano do pracy ze swojego domu przy Akademickiej Axer miał zauważyć przejeżdżającą obok ciężarówkę z aresztowanym kolegami. Pomachał do nich w geście solidarności i pocieszenia. Zauważyli to niemieccy konwojenci. Adwokat został wepchnięty na ciężarówkę i zawieziony ze wszystkimi do więzienia na Łąckiego. Tu się urywa ślad po nim, a kolejne informacje są niesprawdzone, czasem sprzeczne. Próby wyciągnięcia go zza krat okazały się bezskuteczne.

Erwin Axer tak relacjonował:

    Po aresztowaniu ojca byłem u jego komendanta – porucznika z Monachium, ale rozłożył bezradnie ręce. Interweniowałem też u adiutanta samego gubernatora Galicji Hauptsturmführera SS Stiasnego, który mnie lubił i potem pomógł mi się uratować, ale ojcu, jak twierdził, pomóc nie mógł. Chodziłem kilka razy pod więzienie, lecz ojca już nie zobaczyłem.

    Według wersji podawanej w większości biogramów, jeden z najwybitniejszych polskich adwokatów miał kilkanaście dni po aresztowaniu znaleźć się w transporcie do obozu zagłady w Bełżcu, gdzie zginął w nieznanych nam bliżej okolicznościach. Informację o wywiezieniu ojca do obozu miał przynieść Erwinowi jeden ze współwięźniów, który wyskoczył z wagonu i do tego samego miał namawiać Axera seniora. Ten jednak odmówił, tłumacząc się chorobą.

    Jest jeszcze jednak inna wersja, którą w styczniu 2016 roku przedstawił na łamach tygodnika „Życie Podkarpackie” redaktor Jacek Szwic. Otóż z relacji do których dotarł wynika, że Axer zdołał jednak wyskoczyć z transportu w Ostrowie koło Radymna. Dziennikarz dotarł do osób, pamiętających opowieści starszych mieszkańców. Mieszkaniec Ostrowa Marian Gil, cytowany na łamach „Życia” opowiadał:

    - Nieraz słuchałem opowieści wujka o czasach okupacji i pamiętam, jak kilka razy mówił, że w Ostrowie zginął słynny Żyd, doktor prawa, który uciekł z niemieckiego transportu. Ludzie go złapali i prowadzili procesją przez wieś do tak zwanej wartowni, gdzie był niemiecki posterunek. Ten mężczyzna prosił, żeby go puścili, mówił, jak się nazywa, że jest doktorem prawa i wielu ludziom pomagał bezinteresownie, że walczył za Polskę. Znaleźli się tacy, którzy chcieli mu pomóc, ale już nie było na to szans, bo Niemcy przejęli nadzór nad zatrzymanym i kazali zaprowadzić w kierunku kirkutu, koło Radymna i tam go zastrzelili. Później dowiedziałem się, że chodziło o słynnego adwokata Axera, który bronił Gorgonowej i chciałem, żeby ta historia nie została zapomniana.

    Redaktor Szwic, dotarł także do innego mieszkańca, Józefa Pańszczyszyna, którego babka Aniela Ośmak miała być świadkiem ostatnich chwil Maurycego Axera. W „Życiu” czytamy jego relację, w zasadzie potwierdzającą poprzednią:

    - To się zdarzyło w czterdziestym drugim roku, późną jesienią, bo były już przymrozki. Przy torach, koło kamiennego wiaduktu, pod niemiecką strażą pracowali robotnicy, ale nie przymusowi, tylko ludzie z okolicy, którzy się najęli do pracy. Tam, gdzie trwały prace, pociągi zwalniały, a dom babki Anieli, która mieszkała sama, był najbliżej torów i ten mężczyzna po wyskoczeniu z pociągu przyszedł do niej. Była przy tym też sąsiadka babki, Ukrainka. Hulawy się nazywała, ale nie chciała mieć z tym nic do czynienia, bo – jak mówiła – za to grozi śmierć. Mężczyzna, ubrany w porządny płaszcz podbity futrem, był porozbijany i zakrwawiony. Babka Aniela dała mu się czegoś napić i czapkę, bo swoją gdzieś zgubił, a następnie pomogła mu się obetrzeć z krwi. Potem chciała opłotkami zaprowadzić go do swojej rodziny, bo sama, wdowa, nie wiedziała, co zrobić. Szli poza ogrody, wolno, bo mężczyzna mocno kulał i wtedy przybiegli dwaj robotnicy pracujący przy torach, których wysłał Niemiec, bo widział, jak mężczyzna wyskoczył z pociągu. Chcieli mu zabrać zegarek, który miał na ręce, na co babka powiedziała, że Niemcy ich za to zastrzelą. Próbowała go jakoś ratować, ale odtrącili ją, aż upadła i zapytali, czy chce jechać razem z Żydami do gazu. Prowadzili go tak przez wieś, a on klękał, prosił i błagał, ale nic to nie pomogło. Babka trochę szła za nim, jednak widząc, co się dzieje, wróciła się, bo do wartowni bała się iść. Z wartowni poprowadzili Żyda prosto na żydowski cmentarz i tam został zastrzelony. Potem ludzie mówili, że ci dwaj, którzy na polecenie Niemców prowadzili go i zakopali ciało, dostali po pudełku buraczanej marmolady.

***

    Różnie potoczyły się zaś losy najbliższych Maurycego. Jego młodszy syn – Henryk, ps. Ryś, trafił do obozu dla Żydów przy ulicy Janowskiej 134, który stał się miejscem śmierci 200 tysięcy osób. Działał w obozowym ruchu oporu. Zginął zamordowany przez Niemców w 1943 roku w wieku zaledwie 25 lat. Przeżyła żona mecenasa – Fryderyka – zmarła w 1982 roku, w wieku 87 lat. Starszy syn Erwin po aresztowaniu ojca znalazł się w Warszawie, brał udział w Powstaniu Warszawskim, nie rozpoznany jako Żyd trafił do obozu jenieckiego. Po wojnie zrobił wielką karierę. Jeszcze w 1939 foku ukończył Wydział Sztuki Reżyserskiej Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej. Był dyrektorem Teatru Współczesnego i Narodowego, reżyserował sztuki teatralne na całym świecie. Zmarł w Warszawie 5 sierpnia 2012 roku.

Szymon Jakubowski

Fot. Tajny Detektyw, archiwum


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Maciej 18.07.2018 19:14
Komentarz usunięty

Reklama