Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 28 marca 2024 14:41
Reklama

Wrzesień 1939. Eksplozja miny z iperytem w czasie walk o Jasło.

„Nowa zbrodnia angielska”, „Anglia dostarczyła Polsce gaz trujący” – grzmiała jesienią 1939 roku niemiecka propaganda zarzucając Polakom użycie zakazanej międzynarodowymi konwencjami broni. Dowodem miało być zdarzenie w czasie walk o Jasło 8 września, gdy poparzonych iperytem miało zostać 14 niemieckich żołnierzy. Według niemieckich propagandystów eksplozja miny wypełnionej iperytem na moście na Jasiołce, na wschodnim brzegu miasta miała nastąpić w momencie, gdy oddział pionierów górskich usuwał pozostawioną tam przez wycofujących się Polaków zaporę.
Wrzesień 1939. Eksplozja miny z iperytem w czasie walk o Jasło.
Niemiecki saper - rzekoma ofiara iperytu w Jaśle

    W niemieckich materiałach z tamtego okresu znaleźć można zdjęcia rannych żołnierzy, fotografie niewielkich zniszczeń mostu oraz raport sporządzony kilkanaście dni później na ten temat. Sprawa jest niejasna i wzbudza dzisiaj wiele wątpliwości. Po doświadczeniach I wojny światowej międzynarodowa społeczność żyłą w strachu przed możliwością użycia gazów bojowych, stąd też zakazy jej używania. Co ciekawe wrogiem broni chemicznej był nawet arcyzbrodniarz – Hitler, co miało związek z faktem,że w czasie I wojny późniejszy dyktator sam uległ zatruciu gazem.
    Badacze zajmujący się tą sprawą wykluczają raczej celowe użycie przez Polaków iperytu. Owszem, znajdował on się na wyposażeniu armii, ale przed wojną był używany tylko do celów szkoleniowych, nie ma żadnych przesłanek, by twierdzić, że planowano jego użycie w warunkach bojowych. Jakim cudem mina z iperytem znalazła się więc na jasielskim moście?

    Jedna z teorii zakłada, że po prostu był to przypadek, zagubienie w czasie ewakuacji. Ciekawe jest, że po chwilowym szumie Niemcy sprawę wyciszyli. Jak czytamy na jednym z for historycznych w połowie lat 60. ubiegłego stulecia podczas remontu szkoły w Jaśle znaleziono kilka butelek z napisem „Interessgemeinschaft Farben-Industrie A.G.”., które zawierały substancję mającą być iperytem. PRL-wskie media o prowokację oskarżały właśnie Niemców z 2 Gebirgs Division. Do podobnego zdarzenia miało dojść – chociaż w tym przypadku niemal nie ma żadnych informacji na ten temat – na moście na Sanie w Radymnie 10 września.
    - Corocznie każda w zasadzie jednostka liniowa otrzymywała po kilka-kilkanaście min gazowych do szkolenia wojsk. Limit ten ustalał dowódca OPL MSWojsk. Były to miny tzw. ostre – wypełnione iperytem technicznym niebarwionym i tzw. ślepe napełniane olejem kreozotowym. Używano je w trakcie ćwiczeń przy zachowaniu szczególnych środków ostrożności (instrukcyjne wymogi były bardzo rygorystyczne). Przydział takich min na 1939 – po 12 „o” i 12 „ś” na pułk piechoty, z tym że należało po 4 ostre zarezerwować na okres letniej koncentracji plutonów pionierów.Nieco mniejsze limity miały jednostki innych rodzajów wojsk: kawalerii, artylerii, saperów, taborów, szpitali. Dysponentów tego rodzaju amunicji gazowej było wielu. Ponieważ była to amunicja ćwiczebna, nie trzeba było do jej użycia rozkazu Naczelnego Wodza. Nie wszystkie miny ćwiczebne zostały w 1939 r. zużyte w czasie ćwiczeń, ponieważ nastąpiły zakłócenia w procesie szkolenia w 1939 r. Być może, że jedna z takich min została użyta w Jaśle. Ponieważ Niemcy nie zachowali nawet minimalnych środków ostrożności, w związku z tym były ofiary .Z relacji niemieckich, o ile dobrze pamiętam, wynika, że była tam również ofiara polska – czytamy na jednym z for historycznych.

   Jeżeli był to przypadek, to nie jedyny w czasie kampanii wrześniowej. 3 września Niemcy zrzucili na przedmieścia Warszawy bomby z iperytem, co potwierdzili trzy lata później określając to jako pomyłkę lub przypadek. Informacja o możliwości celowego użycia gazu, ale w innym miejscu kampanii znajduje się natomiast w relacji uczestnika walk pod Iłżą ppor. Władysława Dobrzańskiego z plutonu przeciwgazowego 51. pp.: - Nasze wojska nie wytrzymywały naporu niemieckiego, silnego ostrzału artyleryjskiego, nalotów i bombardowań. W dniu 8 września wiadomo już było, że pozostali przy życiu żołnierze muszą się wycofać w kierunku Wisły i taki był rozkaz dowódcy zgrupowania oraz pułku. (…) w drugim dniu bitwy, a było to najpewniej 8 września wieczorem, do naszych pozycji zbliżały się niemieckie oddziały zmotoryzowane i czołgi, wobec miażdżącej przewagi Niemców i ogromnych strat – dowódca pułku ppłk A. E. Fieldorf w asyście dwóch adiutantów (major i kapitan) wydał mi rozkaz użycia broni chemicznej. Ogłosiłem alarm gazowy. Zdziesiątkowany już pluton (wielu zabitych i rannych) był nadal przygotowany technicznie i organizacyjnie do użycia BŚT. (…) Metalowe butle z gazem bojowym miały odkręcone zawory i moi podkomendni zaczęli już nawet próby ich otwierania. Trzykrotnie, zgodnie z procedurami, wykonałem pomiar siły i kierunku wiatru. Niestety, niesprzyjający i słaby wiatr wiejący w kierunku naszych pozycji uniemożliwiły wykonanie rozkazu. Użycie gazów spowodowałoby najpewniej ogromne straty ludzkie po stronie naszych wojsk oraz wśród mieszkańców okolicznych miejscowości (pamiętam nazwę jednej wsi – Piotrowe Pole). Dlatego też zmieniłem rozkaz i zaczęliśmy odwrót. Gdyby były inne warunki wietrzne z pewnością użylibyśmy gazów bojowych, tak jak to było w czasie I wojny światowej.

Ta relacja wzbudza jednak wątpliwości badaczy historii, raczej traktuje ją się z przymrużeniem oka.

sj


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama